Arya, czasem nie ma się zupełnie sił i chęci na wykorzystanie czasu w nocy... ja usnęłam nad ranem z pomocą tabletek. Poranki są wtedy tragiczne. Drżenie rąk, zawroty głowy, mdłości... Dziś to samo.
"Został tylko wiatr. A ja stoję na samej krawędzi. Dygoczę na całym ciele. Tracę kontrolę. Co z tego, że dzień ma tylko dwadzieścia cztery godziny, skoro czasem przetrwanie nawet jednej wydaje się równie niemożliwe jak wspięcie się na Everest?"
Drżenie rąk, zawroty głowy, mdłości... Dziś to samo.
introwersja napisał/a:
Arya, czasem nie ma się zupełnie sił i chęci na wykorzystanie czasu w nocy...
I to jest właśnie najgorsze. Kiedyś chciałam nie spać w nocy, żeby móc więcej pracować... a okazało się, że bezsenność to spory problem i wcale nie jest tak kolorowo, jak wtedy myślałam.
Arya, owszem nie jest kolorowo. Tym bardziej, kiedy z nocy na noc, z dnia na dzień jest się coraz bardziej zmęczonym i wyczerpanym, a jak tu wstać do pracy, przeżyć w niej osiem godzin...
"Został tylko wiatr. A ja stoję na samej krawędzi. Dygoczę na całym ciele. Tracę kontrolę. Co z tego, że dzień ma tylko dwadzieścia cztery godziny, skoro czasem przetrwanie nawet jednej wydaje się równie niemożliwe jak wspięcie się na Everest?"
Okazuje się, że problem bezsenności chyba tkwi w mojej psychice. Kiedy byłam kilka dni poza domem, było o niebo lepiej.
Dziś znowu położyłam się przed północą, a wstałam o 3. Już nie wiem, jak sobie z taką ilością snu radzić.
Arya, u mnie też tkwi to w psychice, do tego stopnia głęboko, że ani beznzodiazepiny ani imidazopirydyny ani nawet barbiturany często nie działają. To trochę wbrew fizjologii, ale naprawdę tak jest. Jak powiedziałam o tym na początku hospitalizacji lekarzom, to mi nie uwierzyli, myśleli, że przesadzam. I byli bardzo zdziwieni, że tak to u mnie wygląda (ani minuty snu przez kilka dni).
Cytat:
okazało się, że bezsenność to spory problem i wcale nie jest tak kolorowo, jak wtedy myślałam.
Dla mnie bezsenność to prawdziwe przekleństwo.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Ja ostatnio sypiam dość lepiej, czasami nawet obejdzie się bez prochów. Wiem, że ta bezsenność znowu wróci, ale ciesze się, że przynajmniej z tym mam spokój. Wczoraj przypomniało mi się, że raz w ramach walki z bezsennością położyłem się z pluszakiem - zasnąłem jak niemowlę. Moja nawracająca bezsenność to chyba kwestia mieszanki stresu i samotności.
Nigdy nie zasypiałam od razu po przyłożeniu głowy do poduszki (ach, jak ja zazdroszczę takim ludziom!), ale od jakiegoś czasu to jest masakra... Od roku sporadycznie zdarza mi się przespać te 7-8h, a pozostałe noce - jak dobrze pójdzie - 4 godziny. To takie błędne koło, bo potem zdarza mi się przysnąć w ciągu dnia. Najgorzej, jak jest 4:00 i mam to poczucie, że za dwie godziny zaczynam pracę. Mam wrażenie, że jak tylko zrobi się ciemno, mój mózg pracuje inaczej, zbyt intensywnie. Analizuję wtedy wszystko, dochodzę do przykrych wniosków i jestem wtedy najbardziej samotna.
Boję się ostatnio tych nocy... Boję się, że znowu pojawią się te głupie myśli i nie opuszczą do rana. Boję się jak cholera.
Mam wrażenie, że jak tylko zrobi się ciemno, mój mózg pracuje inaczej, zbyt intensywnie. Analizuję wtedy wszystko, dochodzę do przykrych wniosków i jestem wtedy najbardziej samotna.
Boję się ostatnio tych nocy... Boję się, że znowu pojawią się te głupie myśli i nie opuszczą do rana. Boję się jak cholera.
Jakbym czytała o sobie...
Leczysz to jakoś?
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Mam wrażenie, że jak tylko zrobi się ciemno, mój mózg pracuje inaczej, zbyt intensywnie. Analizuję wtedy wszystko, dochodzę do przykrych wniosków i jestem wtedy najbardziej samotna.
Napisałbym bardzo podobnie, jak nie tak samo. Z tym, że ja nocy się nie boję i może za bardzo traktuję noc jak sprzymierzeńca? Skoro właśnie prawie co noc zauważam u siebie spadki nastroju, nasilenie uczucia samotności, pustki i to moje pieprzone analizowanie wszystkiego, które też nasila się w nocy. W ogóle zaobserwowałem u siebie, że snu nie postrzegam jako zasłużonego odpoczynku, jako coś potrzebnego/niezbędnego.
"Mam w sobie tyle ładu i porządku co przedszkola."
Mam całe życie by umrzeć, więc nie będe się spieszyć."
W ogóle zaobserwowałem u siebie, że snu nie postrzegam jako zasłużonego odpoczynku, jako coś potrzebnego/niezbędnego.
Więc czym jest dla Ciebie sen?
Nie wiem, jakby czymś koniecznym, ale w jakby nie wiem czemu, w negatywnym odczuciu.
W ogóle ciężko chyba u mnie oto, by faktycznie wziąć i pozwolić sobie na odpoczynek. Za dużo do zrobienia, często wiele rzeczy przekładam nad sen, że wyśpię się innym razem, nie mam czasu na spanie, bo muszę zrobić to czy tamto. Nie umiem chyba powiedzieć sobie: zrobisz to jutro, a dziś idź spać. Wygląda to jakby nie wiem, chcę to zrobić już/teraz bo nie wiem, nie zdąże, bo ucieknie? - takie zdanie nieraz usłyszałem w domu na swój temat, odnośnie mojego siedzenia po nocach.
"Mam w sobie tyle ładu i porządku co przedszkola."
Mam całe życie by umrzeć, więc nie będe się spieszyć."
Właśnie zaczynam brać leki, które mają mi pomóc trochę uregulować sen i uspokoić. Zobaczymy, jak to wyjdzie. A ja się właśnie tych nocy boję. Ciemności, i samotności. Może inni też tak mają, nie wiem, ale męczy mnie to. Często panikuję jak zbliża się pora snu, bo...boję się, że nie zasnę. Przerażają mnie własne myśli, a raczej moja reakcja na nie.
Wiek: 32 Dołączyła: 05 Maj 2016 Posty: 190 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2016-05-06, 10:01
Eh też mam problem z bezsennością. Najgorszy był okres jak nie spałam równiutki tydzień, strasznie mnie wtedy bolała już głowa, miałam mroczki przed oczami, siódmego dnia zemdlałam. Normalnie sypiam około 3-4h na dobę, jestem zmęczona, ale spać nie mogę. Leżę np. od 22 do 3-4 rano, usnę, 6-7 się obudzę, nie ma nawet najmniejszej opcji, żebym zasnęła. Teraz jestem na lekach, biorę je o 22 i niby jest poprawa, ale w długości snu, z zasypianiem mam nadal problem, z tym, że na razie mój sen jest snem, mam sny nawet, nie jest to czuwanie. Mam nadzieję, że te leki pomogą, bo tak się nie da funkcjonować. Swoją drogą wierzycie w znaczenie snów? Ja miewam je bardzo rzadko i dzisiejszy sen mnie bardzo zastanowił. Śniło mi się, że byłam w zakrystii, księdzem był psycholog szkolny, do którego chodziłam w gimnazjum,miałam się u niego wyspowiadać, nagle tam znalazło się 8 niemowląt, które podrzucił z podziemi jakiś potwór z mackami. Była tam też jakaś dziewczyna, nie pmiętam jaka, w dalszej części snu jej nie było. Opiekowałam się z tym psychologiem tymi sierotkami i zobowiązałam się przygarnąć dwie. Przez cały sen przewijał się wątek tej spowiedzi, której się wstydziłam, bo znałam tego psychologa. Zastanawia mnie co to mogło znaczyć, co próbuje mi przekazać podświadomość. Też mam pytanie do Was, jak długo na Was działały leki nasenne? Biorę tydzień, ten tydzień jest lepiej.
"- Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!"