I jakaś część mnie wciąż wierzy, że gdy zrobię to dostatecznie mocno... to odnajdę to czego potrzebuję.
Nie odnajdziesz. Już nie. Znam ten styl pisania. Znam te słowa. To jest jak mantra, podświadome samooszukiwanie siebie że "a może jeszcze" - no ale już nie... Teraz tylko wybór - szukac czegoś nowego, lub zostać w miejscu w którym się stoi.
Kiedy z tym kończyłam, nie miałam właściwie żadnej motywacji. Po prostu, przyszedł czas, że zwyczajnie tego potrzebowałam. Ale teraz, z czasem, momentami coraz trudniej odnaleźć motywację, żeby znów do tego nie sięgnąć.
Sympathy for the Devil
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2011-07-24, 20:08, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączyła: 17 Kwi 2011 Posty: 455 Skąd: z tego świata...
Wysłany: 2011-09-17, 21:59
Motywacja do skończenia?
Bo nie daje mi to "tego czegoś" co kiedyś. Nie robię tego od paru dni i wiem, że to mało ale nie mam jakiegoś specjalnego pragnienia i myśli do tego by się pociąć.
Jeszcze czas nadszedł się uwikłać z myślami s i powinnam wrócić do stanu sprzed podajże dwóch trzech lat, kiedy to zacznie się jakoś budować
Chcę z tym skończyć, bo widząc swoje rany w lustrze zamykam oczy z obrzydzenia i gdybym miała taką specjalna gumkę to bym je wszystkie wymazała.
Poza tym w pewnym sensie zraniłam tym innych. A ja nie lubię ranić chociaż mi się zdarza.
..Gdy patrzę przed siebie widzę przestrzeń , gdy za siebie pustkę...
Ostatnio zmieniony przez Kasia17 2011-09-17, 22:01, w całości zmieniany 1 raz
Jeśli chodzi o motywacje to mam takową dzięki dwóm ważnym dla mnie osobom (przyjaciółka,kumpel) postawili co prawda trudne warunki,ale dzięki temu wiem że zależy im na mnie, wiem że nie jestem z tym sama dzięki nim zauważyłam światełko w tunelu
Motywacja ? Motywacją do czego, do zaprzestania przyjaźni z moim ukochanym Demonem Przeszłości, Teraźniejszości i Przyszłości ? Nie, nie potrafię już zakończyc tego tak na prawdę- nawet w to nie wierzę.
Ale motywacją do skutecznego utajania prawdy jest dla mnie fakt że moja mama jest na wykończeniu <psychicznie> bynajmniej ja tak czuję i obawiam się że polejnej blizny na moim ciele już nie zniesie.
Myślałam że dzięki rodzinie dam radę i tego się trzymałam, ale po ostatnim upadku < 6 miesięcznego odwyku od autoagresji >...uświadomiłam sobie że nie dam rady tego pokonać na zawsze, teraz tylko muszę zadbać o dyskrecję.
/lit. Emaleth
Ostatnio zmieniony przez 2011-11-09, 13:49, w całości zmieniany 1 raz
Jenny48, no sama widzisz to dobrze, że masz wsparcie. Teraz nie ukrywaj przed nimi, że coś się dzieje bo zamkniesz się w błędnym kole i zaczniesz, właściwie już zaczęłaś oszukiwać się, że sama dasz sobie radę.
P.S. Proszę o poprawienie byków ortograficznych w moim poprzednim poście
Wiek: 25 Dołączyła: 27 Wrz 2013 Posty: 91 Skąd: Polska
Wysłany: 2013-09-28, 15:29
Ja to robię dla siebie i dla przyjaciółki. Ponadto coraz trudniej jest mi to ukrywać, pod względem psychicznym nie daję rady. Czasami mam ochotę wykrzyczeć wszystkim, że mam dość i, że się pocięłam i to jeszcze bardziej mnie przygnębia. Błędne koło. Motywuje mnie wizja normalnego życia, szczęśliwego, bez myśli, że w nocy przyjdzie po mnie facet z pistoletem, Szatan czy po prostu umrę w inny sposób lub że każdy mnie nienawidzi. Chcę skończyć z zaburzeniami i samookaleczaniem, aby żyć lepiej.
Nie mam żadnej motywacji. Motywacja w stylu "zrobię to dla niego" nie udała się. W ogóle zmienianie czegokolwiek w sobie dla drugiej osoby jest bezsensowne i z góry skazane na porażkę. Trzeba chcieć zrobić to dla siebie. Ale jeśli jest nam z tym wygodnie, to robi się trudno.
Wymienię swoje motywacje, które nie działają zawsze, ale przynajmniej są:
Obżeranie się fast-foodami - chcę z tym skończyć, by nie mieć problemów z sercem, jelitami, wątrobą czy z żyłami. Jeśli chcę żyć długo i nie kręcić się po szpitalach - muszę to zrobić. Poza tym dołączam do tego lepsze samopoczucie, gdy nie jem tego świństwa - takie uczucie lekkości.
Prostytucja - nie chcę tego robić, bo nie daje mi to szczególnych łóżkowych wrażeń, a przecież jako kobieta powinnam tego żądać. Ale gdy zacznę żądać, nie będę już atrakcyjna jako produkt. Poza tym w przyszłości mogę trafić na kogoś z kim spałam i stracić reputację, bo ktoś mnie rozpozna i rozpowie wszystkim wokół.
Cięcie się - nie chcę tego robić, bo będę musiała na każdym kroku bać się, czy nie podwinął mi się rękaw i długo czekać na zagojenie ran. Poza tym mówię sobie, że jestem dorosłą kobietą i nie wypada mi tego robić.
On - nie chcę już być od niego zależna, bo mnie nie szanuje, daje mi tylko cierpienie i wpędza mnie ciągle w poczucie winy. Poza tym od tego stresu mogę zachorować na serce. Już mam psychosomatyczne objawy od tego gnojka...
Nie chcę ranić ludzi wokół, głównie rodziców. To jest najgorsze, że krzywdzę nie tylko siebie, ale innych, a im więcej ofiar tym aa bardziej się cieszy. Jesteś żałosna, autoagresjo.
Dodatkowo motywuje mnie to, że nie chcę znów wylądować w psychiatryku. Nie mam dobrych wspomnień z tego typu miejsc, co jest chyba zrozumiałe.
Ostatnio doszłam do wniosku, że nie chcę już więcej tego robić po prostu dla siebie. Moje ręce wyglądają fatalnie, przyszedł taki moment, że mówię: "DOŚĆ TEGO". Nie chcę robić sobie kolejnych dziur w psychice, jakie pozostawia po sobie to patologiczne zachowanie. Stop. Już wystarczy.
Przechodziłem przez różne etapy w swym życiu i próbowałem prawie wszystkiego. Jedne rzeczy więcej zażywałem, drugie mniej, a od trzecich byłem uzależniony. Trwało to trochę i gdy rodzina już załamywała ręce, ja postanowiłem coś zmienić w końcu i skończyłem z tym, raz na zawsze. Nie miałem jakiejś specjalnej motywacji by przestać, raczej było to postanowienie: Nie chcę już tego i koniec.
Nie da się zaprzeczyć też robiłem złe rzeczy,
zachowywać się jak kretyn, zdarzyło się niestety.
Głównie, nie ukrywam dla siebie to robię. Chciałabym być „normalna”, w tym sensie, że chciałabym aby moje życie nie było takim ciężarem jakie dotychczas było. Chce mieć siłę, aby wstawać codziennie, robić coś pożytecznego i nawiązać mocne i zdrowe relacje. A dzisiejszy dzień jest moją motywacją, nie spodziewałabym się tego tym bardziej, że wczorajszy dzień był jednym wielkim koszmarem, myślałam, że go nie przeżyję, że po tym będzie gorzej. Jednak wystarczyła noc i zdarzenie, które miało miejsce dzisiaj i naprawdę po raz pierwszy od dawna, od nie pamiętam kiedy naprawdę chciało mi się żyć i zyskałam nadzieję, że jednak to może skończyć się dobrze, że jest na to szansa. Pragnę aby te uczucia zostały… Mimo, że po kilku godzinach praktycznie już wracam do bycia tym „starym ja”, ale wydaje mi się, że choć trochę ruszyłam dalej. Mam postanowienia, które postaram się wypełnić i w końcu umówiłam się na wizytę w specjalisty, byleby odwaga przed gabinetem mnie nie opuściła… Nie chce już czuć niechęci, nienawiści do samej siebie, chce jakiś pozytywnych emocji.
Ja mam nadzieję że jak pójdę na terapię to przestanę się ciąć i wrócę do dawnego życia przed KN i tym wszystkim .
Bardzo dobrze. Mnie, jak spytała psycholog, czy chciałabym z tym skończyć (z okaleczaniem się), odpowiedziałam, że nie wiem. Nie przeszkadza mi to. Nie rozumiem co jest ze mną nie tak. Mam wrażenie, że mi się to podoba. Nie ma we mnie żadnej motywacji.