Ja już na szczęście wyrosłam z wieku, kiedy moja terapia była zależna od rodziców.
W wieku 13 lat próbowałam się zabić i to moja mama mnie znalazła. W liście samobójczym wszystko jej napisałam, potem miałam obowiązkową terapię, bo jakoś udało mi się wykręcić ze szpitala psychiatrycznego. Ale to ja wybrałam sobie psychoterapeutkę, a leków nie chciałam brać.
Potem, rok temu, znów wróciłam. Moja mama wie, że chodziłam na terapię, że ją skończyłam i teraz wróciłam znowu. Gorzej, bo nie wie dlaczego - a ja nie mam siły jej powiedzieć. Myślę, że o sznytach sama się domyśla i chyba podejrzewa u mnie bulimię (już wyleczoną). Ale u mnie najgorsze są myśli samobójcze (o których na pewno nie powiem, bo się zamartwi) i nerwica lękowa, którą moja mama też ma. Nawet mamy wypisany ten sam lek, ale ona o tym nie wie Zawalam studia, ona o tym wie, ale nic nie mówi. Mieszkamy razem. Wiem, że w tym wieku to już powinno wyglądać inaczej, ale mimo wszystko czuję, że chciałabym z nią porozmawiać. Tylko kompletnie nie wiem jak - przez te wszystkie lata reagowałam na jej próby rozmowy agresją, przez którą ona nie chciała się przebić (choć ja, głęboko, jednak na to liczyłam). Nie wiem co mam zrobić.
czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
Powiedziałam tacie. Nalegał. Tak naciskał, aż dopiął swego. Powiedział:
- Muszę wiedzieć, jak cię bronić.
- Yhmm...
- Jesteś moją córką. Oczkiem w głowie.
- No..., ale uwierz mi nie chcesz wiedzieć.
- Powiedz. Chce wiedzieć.
- Mam myśli samobójcze. Łykałam tabletki, żeby się otruć. Pocięłam się. Chciałam podciąć żyły, ale nie umiałam.-(Tu jest ten moment kiedy płacze.)
- Zaskoczyłaś mnie. O takich rzeczach się nie mówi.
- Mówiłam przecież, że nie chcesz wiedzieć...
***
Czy mi pomógł?
Oczywiście, że... NIE! Dwa dni później się napił. Pije i pije. Ale szybko zapomniał!
Ja bardzo bym chciała żeby mama zrozumiała moją depresję, ale gdzie tam. Powiedziałam jej kiedyś o moich myślach samobójczych, to się skrzywiła, popukała po czole i zaczęła tyradę, że jestem słaba, chcę pójść na łatwiznę i najlepiej to jakbym się za jakąś robotę wzięła, to wtedy bym nie musiała o tym myśleć. Wszyscy to niestety lekceważą. Ale ja im jeszcze pokażę.
Właśnie wszyscy lekceważą albo udają, że nie ma problemu. Kiedy prosiłam babcie o pomoc, a właściwe prosiłam wiele razy, albo powiedziałam o myślach to chyba udaje, że nie ma problemu. Jak jej powiedziałam to ona "zgłupiałaś?", "nie bądź głupia" ble ble ble... Dlaczego ciągle mi powtarza, że wcześniej byłam mądrzejsza. Powiedziałam jej dzisiaj, że jak ktoś ma problem z psychiką to nie znaczy, że głupieje, a ona do mnie: "nie wymądrzaj się." Powiem coś od razu jest: "nie wymądrzaj się." Lepiej nic nie mówić. Dobrze, że wyszła w odpowiednim momencie bo przeklęłam...
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 1733 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2015-01-15, 11:59
venusinfurs, a myślałaś o spotkaniu z mamą i psychologiem? Może specjalista by pomógł?
Nightmare, jesteś osobą pełnoletnią może warto szukać pomocy na własną rękę? Babcia... Nie chce usprawiedliwiać Twojej babci, nie powinna tak reagować... Ale mam wrażenie, że starsze pokolenie po prostu nie jest w stanie tego zrozumieć.
Jestem pewna, że gdyby wiedziała co czujesz jej reakcja byłaby zupełnie inna.
Jeżeli śmierć bliskich czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.
Wiek: 27 Dołączyła: 04 Sie 2015 Posty: 254 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-04-28, 19:31
U mnie sytuacja ma się dość podobnie jak u osób, które pisały wyżej. Moja mama nie potrafi i chyba nawet nie chce zrozumieć, co się ze mną dzieje. Za każdym razem, gdy starała się porozmawiać, a raczej czegoś "dowiedzieć", to nawet nie pozwalała mi kończyć zdania, sama za mnie sobie dodawała swoje własne zakończenie. I tak już się to bimba od kilku lat, ja potrzebuję pomocy, a nie jestem w stanie o nią poprosić. Żyję w środowisku, gdzie nikt mnie nie rozumie. A jeśli rozumie, to udaje, że nie ma problemu. Mój tato jest na to żywym dowodem. Widzi jak jest źle, domyśla się ale odwraca wzrok, nie ma tego wszystkiego.
Mam osiemnaście lat, tak, praktycznie mogę sama się sobą zająć. Tylko nie mam jak. Nie mieszkam w mieście, a nie mam takiego czasu, gdy mogłabym do specjalisty jeździć. Na dobrą sprawę nie mam jak do rodzinnego podjechać, by poprosić o jakąś receptę na leki na sen, cokolwiek. Jestem w tak wielkiej kropce, że obstawiam co będzie pierwsze. Czy sobie coś zrobię, czy ktoś mi siłą kiedyś pomoże.
Wiek: 27 Dołączyła: 14 Lis 2014 Posty: 265 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-05-21, 17:38
Ludzie nie widzą, albo nie chcą widzieć. Kiedy patrzę na innych, to czuję, że coś jest nie tak. Widzę po oczach, po sposobie chodzenia, po ruchach, po wszystkim. To widać. Myślę jednak, że ci którzy tego nie doświadczyli, nie będą wiedzieli jak się zachować.
Ostatnio znajoma otworzyła się przede mną. To było na wycieczce szkolnej. Rozmawiałyśmy będąc same i jakoś zeszło na takie tematy. Zaczęła mówić o powodach swoich problemów z jedzeniem, a raczej jego brakiem. Widziałam, że chce coś powiedzieć, więc słuchałam z ciekawością. I nie zdziwiłam się, gdy wyznała, że to przez innych uczniów kiedyś tam w podstawówce. Zrobiło mi się przykro. Nie rozumiem, jak można tak krzywdzić drugiego człowieka. Ktoś kto zrobił jej taką przykrość już na pewno nie pamięta. Ona pamięta. Pamięta wszystko do dzisiaj. Od tego czasu mam do niej inne podejście. Staram się ją zagadywać, pomagać, towarzyszyć jej. Po niej widać, że ma problem, ale chce rozmawiać. Jest skryta, nieśmiała, wycofana. Niemal tak jak ja, tyle tylko, że ja z natury mam grobową minę, co w teorii może sugerować twardy charakter. W teorii, a w praktyce ludzie mogą zranić mnie spojrzeniem, każdym gestem, słowem.
Nie umiem prosić o pomoc. Nie o taką pomoc. Co ja miałabym powiedzieć? Mamo, mam problem. I co dalej? Wiem mniej więcej, czego dotyczą moje problemy, ale przecież nie zacznę jej je wymieniać. Uznałaby pewnie, że użalam się nad sobą. Tato stwierdziłby, że 'przecież nic mi nie jest', że to chwilowe gorsze samopoczucie. Aż w końcu sama zaczęłabym w to wierzyć, a nie minęłoby kilka dni, znów uświadomiłabym sobie, że jednak mam problem. Tak jest zawsze, jest lepiej, jest gorzej. I w kółko. Tyle tylko, że ten 'lepszy moment' nie wystarcza i w żadnym stopniu nie nadrabia gorszych. Nie ma już tej równowagi. Nie potrafię się zregenerować. I muszę stwierdzić, że w mojej obecnej sytuacji, nikt nie jest w stanie mi pomóc. Brzmi to dość niedorzecznie, ale tego akurat jestem świadoma.
Kochana, nie wiem, jak i co miałabym Ci powiedzieć. Jak odejdziesz, to zaczekaj na mnie, tam, po drugiej stronie. Dołączę do Ciebie. Znów się spotkamy. I znów porozmawiamy.
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2015-07-13, 11:42
To nie jest takie proste powiedzieć "mamo, zapisz mnie do psychologa"... Z góry wiem, że zostałabym wyśmiana, jakie to ja mogę mieć problemy. Tyle, że matka (niezamierzenie) dowiedziała się o tym, że się tnę i jakoś na niej to wrażenia nie zrobiło, nawyzywała mnie od idiotek, mówiła, że przecież mam super życie i koniec. Nic innego też nie widzi. Ciekawa jestem, czy jakbym ze sobą skończyła, też byłaby taka obojętna...
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
shady, ja w wieku nastoletnim, kiedy chciałam, żeby mama mnie zapisała do psychologa, namówiłam jej koleżankę, żeby z nią o tym porozmawiała. Udało się.
Wiek: 36 Dołączył: 08 Cze 2015 Posty: 74 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-07-14, 15:44
Hmm moja koleżanka załatwiła sobie psychologa po kontakcie z pedagogiem w LO. A też bała się powiedzieć rodzicom, że potrzebuje pomocy.
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad, Aż ją w olszynie zaskoczył gad. Skrętami dławił, ująwszy wpół, Od stóp do głowy pieścił i truł. Uczył ją wspólnym namdlewać snem, Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem, I od rozkoszy, trwalszej nad zgon, Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Pacjentem jest 16-latek. Zgłosił się w towarzystwie ojca, ale poprosił o rozmowę na osobności. Po jej zakończeniu do gabinetu wchodzi Ojciec Pacjenta.
L: - Proszę pana, sprawa jest bardzo poważna. Pański syn ma pełnoobjawową depresję, która pilnie wymaga leczenia. Nie jestem psychiatrą dziecięcym, dlatego dam wam skierowanie..
OP: - Zaraz, zaraz.. o co tyle szumu?
L: - Syn zgłasza myśli samobójcze. Ma ślady samookaleczeń na rękach.
OP: - No i?...
L: - Dlatego musicie skonsultować się z psychiatrą jeszcze dzisiaj. To bardzo ważne.
OP: - No nie wiem, ja dzisiaj muszę jechać do castoramy po deski, to może jutro do tego psychiatry.