Moja żelazna przemiana materii została pokonana przez czekolady w ilości 10 lub więcej podczas napadu. To cud, że podczas 2 miesięcy czekoladowej diety przybyło ni tylko 5 kilo. Musiałam zajeść czymś egzaminy.
Ostatnio wytrzymywałam ale dziś gofr i batonik złamali moja wolę walki.
Ważę wciąż w normie - bliżej górnej granicy ale chcę zrzucić trochę tego z siebie.
I znowu Burger King. Plastik przerabiany chyba ze sto razy.
Ale mam pomysł na dietę - duże śniadanie (by starczyło mi na kilka godzin), duży obiad (ale tylko w domu, gdy jestem na mieście nic nie kupuję), a poza tym jakiś owoc lub jogurt. I tyle. Bez żadnych podwieczorków, kolacji. Może się uda.
I nie będę nosić więcej niż 5 zł przy sobie w portfelu.
Potrafię zjeść duży obiad i zaraz po tym cholernie duży deser. Dziś pochłonęłam wielki talerz spaghetti i zaraz po tym cztery kawałki babki. Co z tego, że poza tym zjadłam miseczkę muesli, skoro zrobiłam taką głupotę?
Nienawidzę takich momentów swojego cholernego życia.
Przez resztę dnia nie jem wtedy nic, więc ogólnie i tak wychodzę w normie, ale grubo powyżej swojego limitu. No cholera. Czasem jak zacznę jeść, to ciężko mi przestać. Tak na zasadzie "i tak już spieprzyłaś dzisiejszy dzień, co to za różnica?". Ugh.
Czasem jak zacznę jeść, to ciężko mi przestać. Tak na zasadzie "i tak już spieprzyłaś dzisiejszy dzień, co to za różnica?". Ugh.
Ja też tak mam. To okropne. Trzeba walczyć do końca, zamiast znajdować sobie wymówki...
Mój plan odwołany. Zjadłam duże śniadanie, a potem poszłam kupić frytki Za 4,50 zł, więc posiadanie 5 zł w portfelu nic nie dało. Oczywiście miałam wyrzuty sumienia. Wyczyściłam je jabłkiem. Cholera, kiedyś mi się zatkają żyły i już nie będzie odwrotu.
YukikoKanade, robiłaś sobie kiedyś głodówkę w celu oczyszczenia organizmu? Ja próbowałam - wytrzymałam do 14...
Odetta, to nie jest dla mnie problem, zrobić dobową przerwę od jedzenia. Powiedziałabym nawet, że przychodzi mi to za lekko, bo zwykle nie zwracam uwagi na głód albo nie odczuwam go tak, jak z założenia powinnam. Problem polega na tym, że posiłki powinno się jeść małe i co kilka godzin, a mi ostatnio wychodzą trzy większe i za cholerę nie inaczej.
Dołączyła: 27 Mar 2015 Posty: 118 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2015-03-27, 12:46
Hej, walczę z objadaniem się i bulimią od dawna. Wcześniej anoreksja, ortoreksja... ale obecnie objadanie się. Dostaję szału. Jestem po 3 dniach napadów objadania się. Dzisiaj walczę z tym, żeby dać radę. Jestem nowa, więc dołączam do wątku i będę delikatnie się włączać w dyskusje, jeśli nie macie nic przeciwko
Zauważyłam, że 80% moich funduszy wydaję na żarcie. Potrafię mieć lodówkę pełna jedzenia ale podczas wyjścia z domu wracam z jakimiś przysmakami typu kilogram lazanii z biedry, 3 czekoladami i żelkami, do tego cola, żeby jeszcze bardziej zapchać żołądek... Wracam do domu i jem. Najpierw oczywiście sprzątam pokój i włączam film do oglądania, chce, żeby było idealnie i nic nie zakłóciło mi obrzydliwego obżerania się. Zapominam o świecie i jem. Potem czuję jedzenie podchodzące do gardła (bo jak można wepchnąć w siebie 1,2 kg lazanii?!) i idę wymiotować.
Często jem tylko jeden "posiłek" dziennie. Od rana głoduję potem na mieście kupuję siatę jedzenia, żre wszystko i tak do następnego dnia nic.
Wchodzę na krawędź, jak wtedy, gdy byłam ptakiem.
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem...
Często gdy mam problemy objadam się (większości słodyczami). Potrafię zjeść ich dużo i to na jeden raz, niekiedy aż mi się zrobi niedobrze. Jednak najgorsze jest w tym, że między objadaniem potrafię mieć nawet kilka dni głodówki. W jednym dniu tak się najem, że "głowa mała" chyba tylko po to, żeby później nie jeść nic.
Ja jem tylko w nocy (około pięciu razy) i głównie słodkie. I tak już od 15 lat. W dzień głoduję żeby nie przytyć. Lekarz podaje mi leki uspokajające, przeciwlękowe czasami nasenne. Nic nie działa. Po ciężkich nasennych lunatykuję i nadal jem. Kiedyś zjadłam makrelę i niczego nie pamiętałam. Lekarze mówią, że to ze stresu. Właśnie zgłosiłam się do ośrodka zaburzeń snu i jedzenia. To moja ostatnia nadzieja po tylu latach. Widzę, że lekarz sam nie wie już co mi przepisywać.
Ostatnio też mam napady głodu. Nawet nie chcę wchodzić na wagę, a z drugiej strony może to by mnie zmotywowało. Wystarczy zjeść kostkę czekolady, a od razu zjadłabym coś jeszcze i jeszcze. Kończy się tak, że nawet lepiej nie było sięgać po tą jedną kostkę. I jak już tyle zjadłam, przestaje mnie obchodzić dieta, bo przecież już zawaliłam. Więc chudnę, by za jakiś czas znów nie móc przestać jeść i przytyć. Tylko sobie mówię, że jak nie przestanę, przytyję więcej i będę się czuła jeszcze gorzej ze sobą. Ale średnio działa.
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2015-05-25, 20:59
Zawsze, kiedy moje życie idzie pod górkę (czyli przez jego 90%) objadam się... Pizza, słodycze, chipsy... Niestety mam tendencję do tycia, więc co sobie podjem, to przytyję. Potem przerażona chudnę, bo wyglądam jak tłusta świnia, a następnie znowu nie panuję nad moją niepohamowaną chęcią zjadania wszystkiego, co ma najwięcej kalorii.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
Był spokój przez tydzień. Cały długi tydzień. A teraz znów podjadanie. A raczej obżeranie. Zgaga pali przełyk a ja na zmianę obżeram się i upijam.
To droga donikąd a ja uparcie nią podążam.
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.