Miałam taki stan chyba z 4 lata... Bez powodu. Masakra, wszyscy wokół żyli normalnie a mnie nic nie obchodziło, nie chciało mi się nic, nawet uśmiechać się do ludzi bo i po co? wszystko było dla mnie bez sensu, znajomi stali mi się obojętni, wszystko było obojętne, tak jakbym po prostu egzystowała tylko a nie żyła tak naprawdę. Może to będzie dziwne co napiszę, ale przeszło mi kiedy zaczęłam się interesować pogaństwem i wojnami... Być może to dla mnie stanowi coś takiego jak Jezus i Bóg dla Chrześcijan sama nie wiem... No i pewnie dlatego, że to mnie trochę odrywa od rzeczywistości, codzienności, rutyny. W każdym razie na chwilę przeszło. A obecnie mam zupełnie na odwrót i wszystko co się dzieje nawet najmniejsze rzeczy emocje odczuwam okropnie mocno... Tylko, że powód tego jest nieco inny, tym razem jest powód.
Wiek: 30 Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 1733 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2013-08-07, 15:52
Czy to nadal apatia? Czy może już ostatni etap, przed utratą wiary, że kiedyś będzie inaczej? Sama już nie wiem Mam dni, w które chce przegrać... I dzisiejszy dzień właśnie taki jest. Nie chce już tego wszystkiego. Nie chce.
Jeżeli śmierć bliskich czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.
Znów wpadłam w apatię... ale tak dziwną, że aż śmieszną! Tu w Internecie jestem "normalna", pokazuję swoje uczucia, że się uśmiecham, płaczę, itd. A w realnym życiu? Kompletne upośledzenie uczuć. NIC nie potrafię z siebie wydusić. Wszystko dzieje się we mnie, a na zewnątrz jestem nieprzenikniona, jak z kamienia. Nie potrafię nawet powiedzieć "kocham cię" z jakimkolwiek uczuciem do męża Ile to jeszcze potrwa?!
Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
Ja zauważyłam kilka miesięcy temu, że nie mam tak naprawdę żadnej pasji, który wypełniłaby mi życie. Moje każde przedsięwzięcie trwa krótko z powodu słomianego zapału. Po jakimś czasie wszystko rzucam w cholerę. Po prostu nudzi mnie wszystko, co zacznę. Na niczym mi tak naprawdę nie zależy. Ostatnio nawet zauważyłam, że zależy mi na ukochanym tylko z przyzwyczajenia. Przyjaźnie? Mam to gdzieś. Studia? Tak samo. Przyszłość? Podobnie. Mam ochotę się schować w jakimś alternatywnym świecie. Może dlatego piszę kolejną książkę...Jednakże z nią jest podobnie. Są dni, gdy mam wenę i piszę dużo, a potem rzucam ją nawet na kilka tygodni. Wracam, bo trzeba gdzieś wracać...
Często miałam (i nadal mam) dni, gdy nie idę na uczelnię i snuję się po mieście, pijąc piwo i jedząc po różnych barach
Ja zauważyłam kilka miesięcy temu, że nie mam tak naprawdę żadnej pasji, który wypełniłaby mi życie.
Mogłabym powiedzieć to samo... Nic mnie nie zajmuje. Ostatnio spytana o moje hobby, miałam problem z odpowiedzią. Co mogłam powiedzieć, że czytam książki i słucham muzyki, przecież większość osób to robi...
Odetta napisał/a:
Na niczym mi tak naprawdę nie zależy. Ostatnio nawet zauważyłam, że zależy mi na ukochanym tylko z przyzwyczajenia. Przyjaźnie? Mam to gdzieś. Studia? Tak samo. Przyszłość? Podobnie
Studia najchętniej rzuciłabym... a przyjaciele, sama nie wiem... nie dość, że zawalam w każdym aspekcie wobec znajomych to tak naprawdę nie wierzę, że ktoś może mnie tak naprawdę lubić, że ktoś chce przebywać obok mnie, że ktoś by za mną tęsknił.
Codziennie rano, po przebudzeniu zastanawiam się co ja tu tak naprawdę robię, co robię ze swoim życiem...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Ja kiedyś miałam pasje, jakoś mi zależało żeby się uczyć, coś poczytać nowego, pograć w grę a teraz nie, nic nie ma sensu, nic nie sprawia przyjemności, czasami mam dawną chwilę zainteresowania, ale generalnie co wezmę się za coś ciekawego, to nudzi mnie to i wolę nic nie robić... Bo znowu będę rozczarowana swoją aktywnością więc wcale...
Dopóki walczysz
Jesteś zwycięzcą
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2015-02-25, 20:13, w całości zmieniany 1 raz
Nie wiem czy to jest apatia, ale w każdym razie już chyba straciłem chęci do czegokolwiek. Nie uprawiam żadnego sportu, a zawsze to lubiłem. Poza jednym kolegą, nie utrzymuję z nikim kontaktu, a i tak to on prawie zawsze dzwoni lub pisze pierwszy. Nie zależy mi na zdrowiu, ani na jakiejś przyszłości. W sumie mam poczucie, że chciałbym żeby było coraz gorzej. Poważniej się okaleczać i z nikim nie rozmawiać. Chyba się skończyłem.
"Nie mamy snów, lecz majaki.
Nie mamy myśli, lecz szał.
Dlatego los byle jaki.
Dlatego głos łka, jak łkał."
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2015-02-28, 21:36, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 27 Dołączyła: 14 Lis 2014 Posty: 265 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-03-10, 19:48
Apatia... Wystarczającym dowodem na moją apatię będzie fakt, że nawet nie chce mi się mówić o tym, co czuję. Tylko słowo pisane mi pozostało.
Straciłam zainteresowania, hobby, zapał do czegokolwiek. Chęć widywania kogokolwiek.
Czasem siadam, podświadomie wtapiam wzrok w okno, w podłogę, w cokolwiek. Siedzę, nie myślę. Słucham, próbuję usłyszeć ciszę. Na moment zamieram. Tak jakby mnie nie było. Tak się właśnie czuję. Być może tak wygląda 'moja własna apatia'. Przez moment odpoczywam, odpoczywam, bo tak jakby mnie nie było.
Mam ochotę usiąść i płakać. Płakać z bezradności. Tylko, że płacz nie pomaga.
Wszystko, co kiedyś pozwalało mi zapomnieć o problemach, przestało działać. Nic już nie wymazuje pomyłek, problemów. Gdzie się podziała moja miłość do sportu, do sztuki, do czegokolwiek? Oczywiście, pytanie retoryczne.
Kochana, nie wiem, jak i co miałabym Ci powiedzieć. Jak odejdziesz, to zaczekaj na mnie, tam, po drugiej stronie. Dołączę do Ciebie. Znów się spotkamy. I znów porozmawiamy.
Z pół roku to już trwa.
Nie przejmuje się niczym. Najchętniej spałabym cały dzień. Nie uczę się, prawie nie odrabiam zadań.
Mam chwile przebłysków kiedy robię coś by się nie wkopać w jakieś beznadziejne kłopoty i niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę.
Nie mam żadnego celu, obojętne mi już chyba wszystko...
Żałośnie się z tym czuję...
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2015-04-03, 11:41
Często ostatnio czuję taką pustkę i brak celu we wszystkim. Wiem, że marnuję swoje życie, ale nie mam ochoty nic robić, bo nie widzę w niczym sensu. Siedzę i patrzę się w ścianę, okno, patrzę coś w telefonie. Nic kreatywniejszego. Nie żyję - ja po prostu istnieję. Rok temu też tak miałam, potem przez pół roku odkryłam trochę sensu w tym wszystkim, a teraz to wraca ze zdwojoną siłą. Z jednej strony nie chcę się temu dać, ale z drugiej ciągle zadaję sobie pytanie "po co to wszystko?" i tylko tak krążę, mogłabym cały czas spać, a jak już wstaję to zrobię bezemocjonalnie to, co koniecznie muszę i siedzę i myślę o niczym. Takie życie jakbym była martwa - nic mnie nie cieszy, nic mnie nie smuci, jedynie mam nieraz jakieś napady, kiedy wpadam w histerię, przynajmniej wtedy czuję, że jednak nie umarłam.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."