Wiek: 37 Dołączyła: 23 Sty 2015 Posty: 69 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-01-28, 12:05
Ja trzymam abstynencję od 1 stycznia. I mam nadzieję, że więcej nawrotów nie będzie. Kiedy spoglądam na swoją rękę, całą w bliznach, które są wciąż obrzydliwie różowe, jest mi przykro, że się do takiego stanu doprowadziłam.
W moim przypadku abstynencja jest niemożliwa. Póki widzę JĄ na ulicy. Często chce przestać jak widzę krew na rękach, ale wtedy jest już za późno. Ostatnio zaznaczam w kalendarzu dni w których upadłem i zrobiłem to.
Jesteś uwięzioną duszą w głębokim zaprzeczeniu dotyczącym Twojej przeszłości. Chcesz się poprawić i naprawdę próbujesz, ale po prostu coś Cię powstrzymuje. Dopóki nie weźmiesz odpowiedzialności za Twoje czyny, będziesz zgubiony.
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2015-01-30, 00:06, w całości zmieniany 1 raz
Hej, mam nadzieję, że wpasowalem sie w temat, jeśli nie, to mnie przeniescie. W przeszłosci cialem sie codziennie, czasem nawet 5 razy dziennie. Miałem problemy i to pomagało mi uciec. Problemy sie rozwiazaly, ale cięcie nie. Walczyłem i udało mi sie, ale tylko na jakiś czas, bo znowu do tego wróciłem. Zrobilem to i tego sie wstydzę. Nie czuje satysfakcji ani szczęścia, ale czuje, że powinienem. Boję sie, że mogę być uzależniony. Nie wiem co o tym myśleć. Co robić?
Już kilka miesięcy się nie tnę, ale codziennie o tym myślę i codziennie mam ochotę to zrobić. Nie pociesza mnie fakt, że kiedyś po ponad roku abstynencji to wszystko wróciło.
Może powinnam być dumna z tego, że aktualnie tego nie robię, ale niestety, tak nie jest. Brakuje mi żyletek, brakuje mi tego uczucia, które ogarnia mnie w trakcie cięcia. No i jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że już nigdy więcej się nie potnę.
Od jakiegoś czasu wytrzymuję góra pół tygodnia.
W ciągu trzech miesięcy przybyło mi jakieś 60 blizn. Cyferki dały mi trochę do myślenia.
Nie znam żadnego innego sposobu na uspokojenie się, który byłby tak skuteczny i... jednocześnie coraz częściej zauważam, że mi nie wystarcza. Muszę ciąć coraz mocniej, coraz głębiej, ran jest coraz więcej, robię to coraz częściej.
Jestem czysta od 68 dni, nie ćpałam, ale na samą myśl, że miałabym tyle wytrzymać bez cięcia się, robi mi się słabo. Jak miałabym żyć bez swojego zaworu bezpieczeństwa? Bez tego cudownego sposobu, który sprawia, że się uspokajam, plątanina myśli odpływa, wszystko się zatrzymuje i przestaje wściele pędzić? Nie umiem. Nie widzę siebie w życiu bez cięcia się.
Nie znam żadnego substytutu, więc nadal będę w tym tkwić. Jeszcze przez jakiś czas. Nie wiem, jak długi.
Wiek: 26 Dołączył: 02 Mar 2015 Posty: 61 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2015-03-04, 01:51
Z pewnością jestem uzależniony. Robię to od 10 do 30 razy dziennie(mam na myśli nacięcia). Każda zmiana nastroju na gorsze automatycznie budzi chęć sięgnięcia po żyletkę. I w sumie to już nawet nie staram się z tym walczyć, wiem że to mi pomaga, a nie widzę powodu, by przestawać to robić więc nie waham się ani trochę. Uważam to już za coś naturalnego, tak musi być i tyle. Gdybym miał wyobrazić sobie teraz swoje życie bez autoagresji... Myślę że nie jest to możliwe, w ten sposób rozładowuje emocje które mogłyby mnie doprowadzić do czegoś gorszego, czyli zapewne wcale by go nie było.
Smutne serce gorsze niźli chorość – pilniej człowieka uśmierci.
Yaki
Ciecie pomaga bo produkuje w krwi endorfiny. Ale produkuje je tez np. Slonce. Wystarczy pojsc na spacer i smutki przechodza. Sprawdzone osobiscie. Wczoraj bylo mi bardzo ciezko a zamiast ciecia czy innej autoagresji poszlam na skwerek, posiedzialam troche na sloncu i mi ulzylo. Rozmowa tez pomaga. Pisanie bloga, pamietnika. Muzyka (dobrze dobrana). Gdy poprawi sie humor w inny sposob, jest duza satysfakcja i poczucie szczescia, polecam. c:
Nie pisz całego tekstu pogrubionymi literami. | Arya
Z dnia na dzień silniejsza
Ostatnio zmieniony przez aga_myszka 2015-03-26, 13:16, w całości zmieniany 2 razy
Wiek: 27 Dołączyła: 18 Paź 2014 Posty: 5179 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-03-26, 23:12
księżycowa, widzisz... To trochę inny rodzaj wyzwalania tych endorfin. Uzależnienie od cięcia jest tak naprawdę uzależnieniem od kontrolowania tego, co ze sobą robisz. Albo złudnym poczuciem kontroli. Jasne, ja po ćwiczeniach jestem naćpana endorfinami, a chcęć cięcia nie przechodzi. Czemu? Nie chodzi (wg. mnie oczywiście) wyłącznie o endofiny, a o sam fakt kaleczenia, przejmowania kontroli. Choć oczywiście wszelkie zdrowe metody produkcji endorfin z całego serca popieram. Tak tylko... Zapragnęłam sprostować.
Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści.Opowieść Podręcznej M. Atwood 23.10.15r.