czy musimy być wiecznie z kimś? przecież samotność jest też potrzebna, a każdy potrzebuje jej w różnych dawkach
Jasne, masz rację. Problem polega na tym, że czasami człowiek jest sam zawsze, bez względu na to czy mu to potrzebne, czy nie. A są i tacy, którzy celowo się izolują od innych, chociaż potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem.
Miewam takie chwile, kiedy całkowicie izoluję się, lecz w moim przypadku są to stany krótkotrwałe. Myślę jednak, że słowo izolacja nie jest mi do końca aż tak dalekie, bo jak nazwać ciągłe udawanie i skrywanie prawdziwych uczuć, emocji?
Wiek: 29 Dołączyła: 11 Sie 2013 Posty: 1778 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-12-20, 12:45
Samo przebywanie z ludźmi mi nie przeszkadza. Przed tym nie uciekam. Nawet wolę być wśród ludzi, nie myślę wtedy tyle. Aczkolwiek mimo wszystko coraz rzadziej się z ludźmi spotykam, choć to wynika z ich braku czasu, ja jestem raczej czasową osobą. Za to coraz bardziej zamykam w sobie to z czym się borykam, to z czym się męczę na co dzień. O tym nie mówię, nie potrafię, łatwiej milczeć bądź udawać że jest ok. Gdyby nie forum to całkiem we mnie by siedziało to wszystko. Więc całkiem bym ześwirowała.
Przez to, że nie mówię o tym co mnie gryzie, gnębi czuje się samotna wśród ludzi. Niezrozumiana-choć zdaje sobie sprawę, że nie mówiąc nic nie daje im możliwości by spróbowali zrozumieć.
"Bóg zsyła na każdą górę tyle śniegu, ile ta w stanie jest udźwignąć."
Potrzebuję teraz ludzi i boję się ludzi. Tkwi we mnie jakiś wewnętrzny przymus izolacji, którego nie mogę niczym złamać. Wariuję sama, muszę w końcu z kimś porozmawiać, ale kiedy mam taką okazję, uciekam.
Zauważyłem, że ostatnio coraz bardziej izoluje się od innych. Częściej zamykam się w swoim świecie, rzadziej z kimś rozmawiam, a z domu prawie wcale nie wychodzę.
Tak, bywają chwile kiedy lepiej się zawiesić, odizolować, posiedzieć samemu. Ostatnio nawet jest ich dużo, nie ma z kim pogadać, ale na co dzień staram się nie izolować, bo to pogłębia problemy jeśli są i raczej nie przynosi ulgi.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2015-01-10, 14:50, w całości zmieniany 1 raz
Doskwiera mi samotność, ale mimo to izoluję się od innych. Nie wiem, czemu. Od dwóch tygodni prawie dzień w dzień siedzę sama. Miałam się w ten weekend spotkać z koleżanką. Nawet nie pytam, czy to nadal aktualne, czy będzie chciała gdzieś wyjść. Z rodzicami też mało rozmawiam. Braci omijam. Tylko tu piszę.
Nie czuję się dobrze przebywając tyle dni sama, ale na myśl o tym, że miałabym się z kimś spotkać czuję jakiś dyskomfort, dziwne napięcie.
Wiek: 26 Dołączyła: 09 Mar 2015 Posty: 56 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2015-03-09, 16:27
Boże, jak ja nienawidzę tych szkolnych twarzy, które nie umieją się określić w żadnej dziedzinie, nie mają marzeń. Ich spełnienie to weekend i dobry melanż. Uważają, że mają cały świat u stóp. Izolatka to jedyna ochrona przed nimi i ich idiotycznymi rozmowami. Gdy ktoś jest choć trochę inny od nich od razu jest uznawany za gorszego. Hipokryci życiowi.
sadgirl, przeczytaj swój post jeszcze raz i sprawdź, co w nim nie gra.
Mała podpowiedź:
sadgirl napisał/a:
nienawidzę
sadgirl napisał/a:
nie umieją się określić w żadnej dziedzinie, nie mają marzeń. Ich spełnienie to weekend
sadgirl napisał/a:
ich idiotycznymi rozmowami
Skontrastuj to z:
sadgirl napisał/a:
inny od nich od razu jest uznawany za gorszego.
I wyciągnij wniosek:
sadgirl napisał/a:
Hipokryci
Żeby nie było offtopu - chyba nigdy nie izolowałam się tak całkowicie, zdarzało mi się unikać kontaktu z obcymi lub mniej znanymi ludźmi, ale zawsze potrafiłam docenić wsparcie i towarzystwo najbliższych mi osób.