Ja też blisko od 2 lat nie przyjmuję księdza tylko wychodzę jak ma przyjść
Dobrze, że wtedy jestem w szkole... Gorzej, jak jest wolne. Raz udało mi się zwiać, może nie raz... Nie lubię tych wizyt. Zwłaszcza, że jest mała parafia, a ja nie chodzę do kościoła od czterech lat.
Gdy byłam mała, co roku przyjmowaliśmy księdza i zawsze się tym stresowałam. Jako nastolatka chowałam się w innym, ciemnym pokoju, skąd nasłuchiwałam, czy ksiądz już sobie poszedł.
Nigdy się u nas nie przelewało, zawsze było zaciskanie pasa. Dwa lata temu po świętach musieliśmy wyprawić dwa pogrzeby, więc księdza nie wpuściliśmy, bo jak zwykle chciałby kopertę dostać i do wypłaty sam suchy chleb musielibyśmy jeść.
Rok temu najzwyczajniej w świecie o kolędzie zapomnieliśmy.
Nienawidzę kolędy. Denerwują mnie też kolędnicy, którzy przychodzą zapowiedzieć wizytę księdza i stoją jak te kołki, czasem wydukają część kolędy, bo się wstydzą. Tylko raz do nas przyszły dzieciaki, które śpiewały śmiało i wesoło.
Pukały, stukały te święte dzieci, kradnące pieniądze ze skrzynek. Nie otwierałam. Wszystko ucichło, myślałam, że w spokoju mogę wyjść na zakupy. W tym momencie kiecman wyszedł od starej dewotki po lewej. Zapytał: Dokąd idziesz, moje dziecko? Odpowiedziałam: Nie jestem pana dzieckiem. Powiedział, że przyszedł z kolędą, stwierdziłam, że nie przyjmuję kolędy. Skinął głową i poszedł do sąsiadów. Stara, która przysłuchiwała się rozmowie, zaczęła drzeć mordę, że mieszka obok niej szatan, wcielenie diabła i antychryst. Chyba już mnie nie lubi.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2015-01-07, 19:17
Mi książę ciemności powiedział, że jestem człowiekiem małej wiary, bo nie wierzyłam, że przyjdzie.
Mieszkam na uboczu i jak kolędę ma jakiś nowy ksiądz na parafii, to nie wiedzieli, że "za winkem" jest dom, ale już sobie napisali notatkę o nas, brzmi ona "dom za zakrętem".
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Moi rodzice przyjmują księdza, są typowymi polskimi katolikami, ojciec słucha Rydzyka i radio Maryja. Kiedyś zmuszali mnie do bycia na kolędzie, aż do pewnego razu... Otóż jak zwykle kazali mi się ubrać "nie na czarno", uśmiechnąć się i przyjść na kolędę. Tak też zrobiłam. Księżulek spytał mnie czy chodzę do kościoła, na co ja ze swoim teatralnym uśmiechem odparłam "NIE", ksiądz zaskoczony zapytał "a dlaczegóż to?", na co ja "bo ja PROSZĘ PANA nie uznaję instytucji kościoła katolickiego, uważam go za najgorszą mafię - bo legalną". Mówię Wam, mina księdza - bezcenna. Ale o ojca się trochę bałam, że zawału dostanie. Na szczęście jakoś przeżył. Od tego czasu jak ksiądz przychodzi po kolędzie to rodzice każą mi się SCHOWAĆ i pod żadnym pozorem nie wychodzić. Trzeba sobie radzić.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Wczoraj był u mnie proboszcz. Urodził się tego samego dnia i miesiąca co ja... Ogółem to nie było tak źle. Nie dałam mu indeksu, przeraziłby się. Pożartował, zostawił karteczki i poszedł
Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale. ~ Kłapouchy.
A więc kolędowanie już się zaczęło? Nikt od nas nie chodzi do kościoła, więc znowu zorientujemy się że jest kolęda widząc ministrantów łażących po ulicy.
A może znów godzinę lub dwie przed kolędą poinformuje nas wuja-sąsiad, gdy przyjdzie na pogaduchy.
Przed chwilą. Dzwonek do drzwi. Myślę "kogo to u licha przywiało?". Właścicielka mieszkania zawsze zapowiadała się przez telefon, więc może to jakaś sytuacja nadzwyczajna? Otwieram drzwi, a oczom moim ukazuje się kapłan rzymskokatolicki w stroju roboczym.
Klecha: Szczęść boże, czy przyjmuje pan księdza z kolędą?
Ja: Ee... Nie, dziękuję.
Odwrócił się i nawet "do widzenia" nie powiedział. Zero kultury!