Nidy nie rozumiałam dlaczego pomoc psychologiczna jest taka droga...
Żeby cena była jedynym problemem jak się idzie po pomoc. Niestety oprócz ceny jest jeszcze cała masa niekompetencji. Jak sobie wspominam niektóre osoby, na które trafiłam... to dochodzę do wniosku, że trzeba mieć końskie zdrowie psychiczne, szeroką wiedzę na temat tego jak terapeuta powinien się zachowywać, a co jest naruszeniem wszelkich zasad i trochę szczęścia, żeby się leczyć. Pamiętam terapeutkę, która jak jej powiedziałam o myślach samobójczych, to zareagowała stwierdzeniem "nie mów mi takich rzeczy", ale i tak nic nie przebije pani psychiatry, która po 3 wymienionych ze mną zdaniach stwierdziła, że jestem cyniczna i ona też ma taką córkę jak ja, która chce tylko wszystkim dokopać. Zakończyła swój wywód mówiąc, że na miejscu mojej matki to by non stop płakała.
Ludzie kiedy idą na psychologię to bardzo często maja problem głównie z samym sobą. Chcą pomóc przede wszystkim sobie, chcą zrozumieć siebie. Wielka im chwała jeśli się im to uda i wnioski potrafią przekształcić aby potrafić pomóc innym. Niestety rzadko się to zdarza. I przez to mamy sfrustrowanych psychologów, którzy "udają" że pomagają. Obecnie aby być psychoterapeutą trzeba przejść przez własna terapię (co tydzień przez 5 lat ), a potem mieć nadzór poprzez superwizję. Chwała temu że to przeszło, dzięki temu powinno być lepiej, przynajmniej u psychoterapeuty.
Skierka78, masz rację, co do psychologii - nie wypieram tego, że poszłam na nią też dla siebie - byłam zawsze pilną studentką, dużo czytałam, praktykowałam, gdzie się dało i byłam rok na własnej terapii (jeszcze w trakcie studiów). Moim pierwszym sukcesem było właśnie to, że zrozumiałam swoją przeszłość i wiele z moich zachowań, że umiałam się zdiagnozować, dzięki temu poszłam po pomoc, bo odkryłam u siebie depresję
Moim drugim sukcesem było to, że zdiagnozowałam moją siostrę (co uratowało jej życie), a potem zaczęłam wykorzystywać wiedzę w pracy i w życiu. Cały czas się douczam, czytam, zapoznaje się z nowymi wynikami badań, szukam nowym odpowiedzi na stare pytania... i korzystam z pomocy mojego psychiatry.
Uważam, że to dobrze jeśli psycholog też doświadczył trudu walki o siebie (pod warunkiem, sobie z tym poradził- tak jak pisałaś - by jego frustracja nie odbiła się na pacjentach). Tak jak z terapia uzależnień: najlepszymi terapeutami się byli uzależnieni.
To powoduje autentyczność słów "rozumiem Cię". Myślę że to daje mi pewną przewagę nad panią psycholog, u której kiedyś byłam z ciężką depresją, a ona kazała mi sobie kupić kwiatka w kwiaciarni w drodze do domu... nie starczyło mi na kwiatka, bo za ta radę wzięła 8 dych...
Zajrzyj: moje badanie dotyczące autoagresji, kontroli emocji i lęku przed śmiercią:
Wiek: 29 Dołączyła: 11 Sie 2013 Posty: 1778 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-11-22, 10:11
W poniedziałek mam wizytę u psychoterapeuty co prawda nie pierwszą już którąś z rzędu ale trochę się obawiam. Pedagog wczoraj poprosiła bym pokazała i psychologowi tą kartkę którą jej dałam, bo może po prostu czas by wspomóc moje funkcjonowanie lekami. Boję się że ona też może tak stwierdzić. A raczej nie w planach mi wizyta u psychiatry. Noooo ale jeśli tzeba będzie...
"Bóg zsyła na każdą górę tyle śniegu, ile ta w stanie jest udźwignąć."
Jak zaczyna się u Was terapia? Sami zaczynacie temat, o którym chcielibyście porozmawiać, macie wcześniej przemyślane jakieś sprawy do opowiedzenia, czy wychodzi to spontanicznie? Jak to wygląda?
I drugie pytanie - kiedy jest dobry moment na zakończenie terapii?
A ja mam do Was dwa pytania.
Jak zaczyna się u Was terapia? Sami zaczynacie temat, o którym chcielibyście porozmawiać, macie wcześniej przemyślane jakieś sprawy do opowiedzenia, czy wychodzi to spontanicznie? Jak to wygląda?
Na początku chodziłam co tydzień i terapia była bardzo płynna. Moja terapeutka pytała, czy jest coś ważnego, co chcę przegadać (zwykle nie było) i wracałyśmy do 'głównego nurtu', czyli relacji w rodzinie itp. Czasem dostawałam zadania domowe (spisywanie uczyć i takie tam, bo byłam typem 'nie potrzebuję terapii odwalcie się'). Niektóre rzeczy wychodziły kompletnie spontanicznie, szczególnie na początku, kiedy mało się jeszcze znałam. Teraz spotkania mam co 2 tygodnie i moim zdaniem to jest za mało. Nadchodzi natłok przemyśleń i w końcu jest ich za dużo. Ale jest też tak, że mam bardzo dobre dwa tygodnie i nie mówię nic, bo nic do powiedzenia nie mam.
Cytat:
I drugie pytanie - kiedy jest dobry moment na zakończenie terapii?
Moim zdaniem wtedy, kiedy razem z terapeutą decydujecie, że już nic lepszego spotkania nie są w stanie wnieść w Twoje życie. Kiedy widzisz, że większość problemów z którymi przyszłaś zaczyna odpływać lub czujesz się wystarczająco silna, żeby sobie z nimi sama radzić. To się czuje. Ale warto też się zastanowić, czy to naprawdę siła, czy chwilowo świat jest piękny (ja się na to nabrałam).
Moim zdaniem dobrym pomysłem jest namówienie terapeuty (jeśli sam tego nie zaproponuje) na kontrolne spotkania np. co miesiąc, dwa przez pół roku. Ja dostałam tylko informację, że zawsze mogę przyjść na godzinę w razie czego. Skończyło się to zjazdem na kompletne dno, bo jakoś nigdy nie mogłam się zdecydować, żeby pójść.
czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-11-27, 19:24
Arya napisał/a:
Jak zaczyna się u Was terapia?
W moim przypadku zawsze to terapeuta pierwszy pyta jak minął mi tydzień, albo mówi coś w stylu "Dziękuję Ci, Elu, za ostatniego maila/smsa/telefon. Mówiłaś o ... A jak to wygląda teraz? Chcesz zająć się tym na sesji?".
Arya napisał/a:
Sami zaczynacie temat, o którym chcielibyście porozmawiać, macie wcześniej przemyślane jakieś sprawy do opowiedzenia, czy wychodzi to spontanicznie?
Jeśli miałam do zrobienia zadanie - omawiamy je.
Jeśli przyszłam z konkretną sprawą - od razu o niej mówię.
Jeśli nie stało się nic konkretnego - opowiadam w skrócie jak minął tydzień, a terapeuta sam wyłapuje z tej historii wątki, które warto byłoby poruszyć.
Jeśli miniony tydzień był naprawdę nudny i mało znaczący (a to się rzadko zdarza ) - terapeuta pyta czym chciałabym się zająć na dzisiejszej sesji.
Jeśli nie wiem czym chciałabym się zająć - terapeuta sam wie o czym warto byłoby porozmawiać.
Arya napisał/a:
kiedy jest dobry moment na zakończenie terapii?
Chodzi Ci o zakończenie całego procesu terapii czy o skończenie danej sesji?
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
mam bardzo dobre dwa tygodnie i nie mówię nic, bo nic do powiedzenia nie mam.
Jak wtedy wygląda Twoja terapia?
Zwykle moja terapeutka przegląda swoje 'notatki' i wyłapuje temat. Czasami jest trudno coś pociągnąć. Jak mówiłam, ostatnio moja terapia strasznie się rwie.
Ella napisał/a:
W moim przypadku zawsze to terapeuta pierwszy pyta jak minął mi tydzień, albo mówi coś w stylu "Dziękuję Ci, Elu, za ostatniego maila/smsa/telefon. Mówiłaś o ... A jak to wygląda teraz? Chcesz zająć się tym na sesji?".
Ella, w takim razie moja terapeutka jest przy Twoim ostatnią suką W życiu nie napisałam do niej smsa poza umawianiem się. Nie mówię już o telefonie. Czasem mam wrażenie, ze jest między nami duży dystans, którego wcześniej nie widziałam, bo byłam zbyt zajęta sobą i terapią. Z drugiej strony, może to i dobrze.
czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
W życiu nie napisałam do niej smsa poza umawianiem się. Nie mówię już o telefonie
Ja ze swoją terapeutką miałam relacje jedynie na terapii i sobie nie wyobrażam abym oprócz tego miała do niej pisać smsy czy wysyłać emaile, ale to też może zależy od rodzaju terapii. Mi odpowiadało tak jak było.
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-11-28, 11:54
pinkrabbits napisał/a:
Ella, w takim razie moja terapeutka jest przy Twoim ostatnią suką
Niekoniecznie. Część terapeutów nie utrzymuje ze swoimi pacjentami kontaktu poza gabinetem, ale to nie znaczy, że są beznadziejni. Niektórym właśnie taki dystans odpowiada.
Ja pracowałam z dwoma terapeutami, którzy mieli być dla mnie jak biała kartka i była to bardzo zła współpraca. Nie potrafiłam się przed nimi całkowicie odtworzyć. Nie znałam ich emocji, nie wiedziałam co o mnie myślą. Miałam więc wrażenie, że wszystko mi wolno.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Terapeuci stosują różne metody, chyba trudno ocenić, która jest lepsza. Z jednej strony terapeuci zdobywają w ten sposób więcej informacji o pacjencie, ale może dojść do zbytniego skrócenia dystansu, np. wstyd nam się do czegoś przyznać, bo mamy już na tyle bliski kontakt, że troszczymy się o to, co druga strona o nas pomyśli.
W moim przypadku taka metoda terapii pomogła, ale dla kogoś może stać się przeszkodą. Podejrzewam, że wśród terapeutów też są różne zdania na ten temat.
Dziękuję Wam za odpowiedzi, trochę mi rozjaśniły sprawę, o którą pytałam wcześniej.
Ella napisał/a:
Chodzi Ci o zakończenie całego procesu terapii czy o skończenie danej sesji?
Całego procesu terapii.
pinkrabbits napisał/a:
Czasem mam wrażenie, ze jest między nami duży dystans, którego wcześniej nie widziałam, bo byłam zbyt zajęta sobą i terapią. Z drugiej strony, może to i dobrze.
Ja dostałam numer telefonu do swojej terapeutki z informacją, że jeśli będę czuła się bardzo źle, zawsze mogę zadzwonić.
Tyle, że... nie potrafię. Miałabym wyrzuty sumienia, że poza czasem który mi co tydzień poświęca ja męczę ją jeszcze swoimi problemami w czasie, kiedy może niekoniecznie chciałaby tego słuchać... Poza tym nie potrafię obiektywnie stwierdzić, kiedy jest ten moment, że "czuję się naprawdę źle".
Ella napisał/a:
Nie znałam ich emocji, nie wiedziałam co o mnie myślą. Miałam więc wrażenie, że wszystko mi wolno.
Czy właśnie przez utrzymywanie kontaktu z terapeutą poza gabinetem znasz jego emocje i wiesz, w jaki sposób Cię odbiera? Czy bez tego (mając do dyspozycji tylko godzinę sesji) nie wiedziałabyś, co o Tobie myślą?
Chodzi mi o to, że tego typu informacje można chyba (?) wyciągnąć z samej terapii, nawet jeśli jest tylko raz w tygodniu. Na przykład.