Kiedyś próbowałem popełnić samobójstwo, około 10 lat temu. Pamiętam jedynie w jaki dzień miesiąca. Trafiłem do szpitala, ale nie do psychiatryka. Od tamtego czasu wiele razy nachodziły mnie myśli samobójcze, ale już drugi raz nie podjąłem takiej decyzji, żeby skracać sobie życie. Problemy w życiu jak były, tak są nadal. Właściwie nigdy o tym z nikim nie rozmawiałem, bo nie znam podobnej osoby. Obecnie na myśli samobójcze reaguje tak, że nie zamierzam robić sobie przykrości. Tak właściwie podchodzę do wszystkiego: nie wikłam się w chore myśli, czy kontakty z niefajnymi osobami. Czuję się dużo silniejszy niż 10 lat temu. Pragnienie śmierci jest, ale szybkiej w jakimś nieszczęśliwym wypadku, ale nie z mojej woli.
Ostatnio zmieniony przez 2014-07-10, 16:02, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 29 Dołączył: 08 Lip 2014 Posty: 73 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-07-10, 19:17
PanFoster napisał/a:
Nauczyć się żyć z problemem oznacza, że dany problem nie powoduje u nas wyrzutów sumienia, pogorszonego nastroju, czy ogólnego Weltschmerzu. Ciężko mi podać konkretny przykład... można nauczyć się żyć z wadami fizycznymi, z "wadami" psychicznymi też.
PanFoster, masz jakąś "wadę" psychiczną, czy rzuciłeś tak mimowolnie?
próbowałam popełnić samobójstwo wyszło tak że wylądowałam na pogotowiu.Nikt całe szczęście mnie o nic nie podejrzewał
Możesz mi wyjaśnić na jakiej podstawie w takim razie Cię przyjęli?
Myślę, że przyjmują tam każdego człowieka, który w danej chwili ma jakiś zdrowotny problem. Więc jasne jest, że mnie też przyjęli. Nikt nie podejrzewał, że to była próba samobójcza. Może wydać się dziwne, ale jak się chce to potrafi się coś wymyślić, żeby nikomu przez myśl nie przeszło, że to akurat o samobójstwo chodzi.
" Teraz mam tam tylko czerwonawe blizny. Pewnie zostana na zawsze choc Goody twierdzi, ze z czasem zbledną.nie wiem, czy chce,zeby zbladly. Pewnie mowie teraz jak rasowy swir, ale nie chce zapomniec, jak sie wtedy czulem, choc bolalo. "
Wysłany: 2014-11-26, 10:04 Re: Ani życie ani śmierć
znikajaca napisał/a:
Ostatnio doszłam do wniosku, że nie chcę ani żyć ani umrzeć, chciałabym znaleźć jakąś alternatywę. Czy to w ogóle możliwe.?
Nie chcę się zabijać, ale świat który mnie otacza, nie potrafię się dostosować, do ludzi, do tych chorych reguł, do tej znieczulicy.
Nieśmiałość mnie zabija, ale nie doprowadza do śmierci.
Umieram powoli i umrzeć nie mogę.
Czy jak dusza umrze to ciało też?
Jestem niewidzialna, równie dobrze mogłoby mnie nie być. Nikomu nie potrzebna.
Po co więc jestem?
Wybrać życie czy śmierć? Teraz jestem pomiędzy i już dłużej nie wytrzymam.
To okropne uczucie, tak niepozornie okropne. Myślę dużo o śmierci, bo mam wrażenie, że wyrwę się z tej wegetacji, jeśli albo zacznę żyć albo umrę. Zacząć żyć nie potrafię
znikająca jakbym czytała własne myśli... czuję sie tak samo. Nie mogę się zabić a żyć nie potrafię, wegetować dłużej nie chcę i nie mam siły.
Często doświadczam tego, o czym mowa w temacie. Nie chciałabym umierać, ale chciałabym też zniknąć i przestać być podatna na cokolwiek. Istnieć gdzieś, być zawieszoną w przestrzeni, patrzeć na wszystko, ale nie czuć cierpienia, smutku, bólu, bezsensu egzystencji. Nie musieć zmierzać się z problemami, po prostu być ale nie istnieć.
Ja też tak mam. To nie jest tak, że chcę się zabić. Tak naprawdę boję się śmierci, bo nie wierzę w życie pozagrobowe i zdaję sobie sprawę z tego, że czeka mnie wieczny sen. Słowo "wieczny" najbardziej mnie przeraża. Nie będzie mnie już na zawsze. To jest straszne. Z drugiej jednak strony widzę tą całą beznadziejność życia, szczególnie bez mojego ukochanego i po prostu wiem, że nie chcę tu już dłużej być. Może gdyby wyjechać w jakieś odludne miejsce, gdzie nie obowiązują te wszystkie społeczne normy, presja i brutalność...Ale tylko z Nim. To oczywiście niemożliwe.
Pragnienie śmiertelnej choroby, raka, który raz dwa położył by kres życiu.
Szkoda że nie można komuś oddać swojego życia, komuś kto pragnie żyć a zostało mu go niewiele.
Ostatnio zmieniony przez 2015-03-15, 10:24, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 29 Dołączyła: 11 Sie 2013 Posty: 1778 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-03-29, 12:17
Sama nie wiem czego chcę. Czego pragnę. Zniknięcie wydaje się być pewną opcją, która gdzieś zawsze chodzi po tej głowie. W dniach większego doła jak dziś są takie myśli nasilone. Mimo, że wewnątrz boję się ich, bo nie ufam sobie na tyle, by wiedzieć, że nie odbije mi nic by spróbować zrobić coś w tym kierunku. A z drugiej strony przecież chciałabym spróbować ułożyć to wszystko, bo tyle przede mną, tyle może się zdarzyć, zmienić. Tylko czasem zwyczajnie nie mam na to siły. Obym nie straciła jej całkiem.
"Bóg zsyła na każdą górę tyle śniegu, ile ta w stanie jest udźwignąć."
Ostatnio zmieniony przez Morcades 2015-03-29, 12:58, w całości zmieniany 1 raz
Ja mam tak że wszystko jest niby ok i w miarę myślenia co by w życiu zrobić itd. zawsze dochodzę do jednego wniosku: moje życie już nie ma sensu, nie jest warte przeżycia do końca i chciałbym móc zacząć od nowa, od nowa podejmować takie, a nie inne decyzje. W efekcie stoję sobie na krawędzi i ani w jedną, ani w drugą.
...a u mnie jest tak, że wszystko pomyślnie się układa , choć trzy lata temu owdowiałem i musiałem wszystko zaczynać od nowa, ale nie miałem problemu z "powstaniem na nogi" i próbuję wszystkiego.. w przeciągu dwóch miesięcy namalowałem kilkanaście obrazów, brałem udział w warsztatach teatralnych , zmieniłem na wspaniałą pracę, gdzie jest naprawdę fantastyczna atmosfera, wspaniali ludzie, ale i tak mam myśli samobójcze..wręcz jak widzę, że wszystko się układa, że ludzie są ze mnie dumni, że wszystko jest na swoim miejscu, "poukładane", odpowiadam na pytanie "być albo nie być " i wybieram "nie być " , i już z wielką starannością układam plan.... Ludzie wokół mnie znają mnie jako uśmiechniętego i nakręconego faceta, ale niestety stwierdzam, że już wystarczy tego dobrego! "być albo nie być" - wybieram to drugie!