Hekate, w moim gimnazjum są dwie opcje:
Siedzisz na religii, albo nudzisz się godzinę w świetlicy sama.
Jest jeszcze trzecia opcja. Siedzisz na religii i np czytasz książkę olewając to co się dzieje wokół. Nawet jak ktoś ma z religii same jedynki, to i tak średnia będzie 3.
Ja swoją rodzinę oświeciłem z zatwardziałych katolików, na ateistów. Początki były bardzo trudne i burzliwe, doszedłem do wniosku, że sztuką argumentacji ich nie przekonam. Złotym środkiem okazało się traktowanie wierzących członków rodziny jak dzieci, które wierzą we wróżkę zębuszkę. Po pewnym czasie było im po prostu głupio się tak zachowywać i zaczęli używać rozumu, a nie trzymać się głęboko zakorzenionych doktryn, wbijanych pasem przez rodziców.
Wiek: 27 Dołączyła: 04 Sie 2015 Posty: 254 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-10-22, 21:10
W moim domu zawsze babka i matka były przeciwne. Po trzech latach walki widzę, że matka powoli odpuszcza, nie ciąga do kościoła, daje spokój ale dalej nie rozumie dlaczego nie chcę tam chodzić. Pomimo, że tłumaczyłam iż nie wierzę, to ona dalej tego do świadomości nie przyjmuje. Potrafi powiedzieć też, że nie można w nic nie wierzyć. Swoją drogą póki mam ten spokój i nie jest wywierana na mnie żadna presja, to jej brzęczenie nad uchem jest mi całkowicie obojętne. Gdyby znów rozpoczęła się walka o to, by zmusić mnie do wierzenia, to powiem wam, że robiłabym to dla świętego spokoju. Poglądów mi nie zmienią, a godzina tygodniowo w kościele może i nie jest mi na rękę ale warta tego komfortu życia. W końcu mieszkać z nimi całe życie nie będę