dyingsooul zdaję mi się, że to nie była prawdziwa przyjaciółka, skoro
dyingsooul napisał/a:
później się zaczęło olewanie, teksty typu "ogarnij się, ludzie mają poważniejsze problemy" i coś w ten deseń. W międzyczasie zaczęła być w związku, czyli zaczęła mieć jeszcze bardziej na mnie wyje***e.
tak robiła/mówiła.
Nie obwiniaj się, nie masz o co, to nie Twoja wina. Fakt, z zaufaniem do innych może być ciężko, ale nie zniechęcaj się, to że trafiłaś na jedną złą osobę, nie znaczy że wszystkie osoby będą tak samo z Tobą postępować. Głowa do góry
I’ve woken now to find myself in the
shadows of all I have created.
Wiek: 26 Dołączyła: 06 Maj 2014 Posty: 211 Skąd: podkarpackie
Wysłany: 2014-08-11, 19:18
ambisentencja napisał/a:
dyingsooul zdaję mi się, że to nie była prawdziwa przyjaciółka, skoro
dyingsooul napisał/a:
później się zaczęło olewanie, teksty typu "ogarnij się, ludzie mają poważniejsze problemy" i coś w ten deseń. W międzyczasie zaczęła być w związku, czyli zaczęła mieć jeszcze bardziej na mnie wyje***e.
tak robiła/mówiła.
Nie obwiniaj się, nie masz o co, to nie Twoja wina. Fakt, z zaufaniem do innych może być ciężko, ale nie zniechęcaj się, to że trafiłaś na jedną złą osobę, nie znaczy że wszystkie osoby będą tak samo z Tobą postępować. Głowa do góry
Traktowałam ją jak siostrę, ufałam, naprawdę wierzyłam, że mnie nie zostawi, mówiła, że nie jest taka jak inni, a wszystko **uj strzelił jak zawsze Każdy mi mówi, że to nie moja wina, że to ona mnie źle traktowała, ale czuję się winna, od dłuższego czasu próbuje wszystkich od siebie odsunąć, a później płacze, że nie mam nikogo, może dlatego...
Wiek: 29 Dołączył: 14 Sie 2014 Posty: 747 Skąd: pomorskie
Wysłany: 2014-08-15, 17:03
Moje przyjaźnie z ludźmi zawsze były bardzo pokręcone i zawsze kończyło się tym, że przyjaciele odchodzili. Dlatego nauczyłam się trzymać ludzi na dystans.
W podstawówce miałam trzy przyjaciółki, które szybko okazały się nie być moimi przyjaciółkami, bo byłam dziwna. Zaczęłam trzymać się z chłopakami. Podstawówka była łażeniem po drzewach, piwnicach i grą w piłkę. Teraz z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że to był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Jednak, wiadomo. Każdy poszedł do innego gimnazjum i straciłam kontakt z kumplami.
Gimnazjum było piekłem. Dobrze się uczyłam, wyglądałam jak mały szatan i byłam odmieńcem. Miałam jedna znajomą, z która do dzisiaj utrzymuje sporadyczny kontakt. W gimnazjum poznałam moją przyjaciółkę z którą utrzymuje kontakt do dziś. Nazywam ją przyjaciółką chyba z przyzwyczajenia. Nie wie o mnie bardzo wielu rzeczy, nie pyta, a ja się nie chwalę moimi problemami. Zawsze wolałam słuchać. W jakimś tam stopniu mnie wspiera i bardzo mnie to cieszy, ale czasami potrafię ją ignorować, bo tak. Jestem okropna, ale gdy ona bardziej naciska na spotkanie, ja tym bardziej nie chcę. To nie tak, że jej nie lubię. Po prostu nie mam siły tłumaczyć jej swojego stanu. Chociaż to było bardzo dawno temu. Teraz jesteśmy na etapie przyjaznego milczenia. Potrafimy rozmawiać o totalnych pierdołach i razem pomilczeć gdy trzeba.
W LO poznałam dwie dziewczyny z którymi bardzo się zżyłam. Byłyśmy jak siostry, ale i one mnie zostawiły, bo nie byłam taka jak trzeba. Potem jedna z nich znalazła sobie chłopaka i druga przyleciała do mnie skruszona. Na rok. Potem znów mnie zostawiła. I to chyba mnie najbardziej boli, że nie potrafię komuś powiedzieć: nie, spadaj. Nawet jeśli mnie skrzywdził.
Teraz jestem na etapie unikania ludzi. Regularnie widzę się tylko z chłopakiem. Stałam się odludkiem. Nie lubię poznawać nowych ludzi i nie chcę się w nic angażować, bo znowu dostanę po dupie przez moją naiwność.
Wydaje mi się, że tak na dobrą sprawę można chyba tylko jedną osobę, w całej mojej "karierze", nazwać przyjacielem. Były szczere rozmowy, szukanie rozwiązania, nie wykorzystywaliśmy się nawzajem, mieliśmy wspólne rozrywki.
Do czasu, kiedy nie znalazł dziewczyny, która z kolei nie przepadała za mną.
Odezwał się znów, kiedy postanowił się z nią rozstać. Był w ciężkim stanie psychicznym, wyraźnie potrzebował wsparcia. Cóż... skończyło się, gdy tego wsparcia potrzebować przestał.
Coś tam chyba gdzieś studiuje teraz czy też pracy szuka, w zasadzie nie mamy kontaktu.
Mam jeszcze w zasadzie wieloletnią koleżankę, od lat w zasadzie 19 się znamy. Jednak to niestety bardzo jednostronna znajomość jak dla mnie. Jeśli nie była w stanie zareagować jakoś na moje problemy mogła przynajmniej pomilczeć ze mną. Czy coś.
Wiek: 33 Dołączyła: 12 Sie 2014 Posty: 85 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-08-15, 20:05
Złośnica napisał/a:
Do czasu, kiedy nie znalazł dziewczyny, która z kolei nie przepadała za mną.
Zwykle bywa tak i to nie tylko w związkach przyjaciel - przyjaciółka, ale i w zwykłych relacjach typu brat z siostrą, ogólnie rodzeństwo - że gdy jedno się "związkuje" z kimś, to partner/partnerka ma ogromny wpływ na wcześniejszą relację.
Wtedy domniemany przyjaciel staje przed wyborem między partnerką/partnerem a osobą z którą miał dobre stosunki. Zazwyczaj wygrywa partner/partnerka - bez żadnego kompromisu, czy łączenia przyjaźni z dobrze funkcjonującym związkiem. I tu pojawia się pytanie czy oby na pewno można nazywać taką osobę przyjacielem. Czy w ogóle zasługuje na takie miano.
Wiele takich ludzi przeszło już za mną, niektórych historii nikt nie poznał no cóż, może i lepiej, bo gdy ktoś odkrywa moje problemy osobiste o których rozmawiam z tą osobą ( niby przyjaciel ) to już postawa się zmienia, zwykle ludzie nie potrafią skończyć znajomości i niby ją ciągną, a tak na prawdę to na przymus albo by kgoś zranić. Ludzie są bardzo dziwnie nastawieni co do całej struktury znajomości..
Wiek: 27 Dołączyła: 04 Sie 2015 Posty: 254 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-09-02, 19:42
Trochę tych pseudo "przyjaciół" już było i zawsze kończyło się tak samo.
Kolega, z którym swego czasu śmiało mogliśmy nazywać się przyjaciółmi był przy mnie do momentu, gdy znalazł sobie dziewczynę. Wtedy zrywał ze mną kontakt i odnawiał, gdy się rozstali. I tak z 4-5 razy aż w końcu nadszedł czas bym zakończyła to raz na zawsze. Nie wiem dlaczego tak długo na to pozwalałam, przypuszczam, że główną rolę odgrywała moja samotność. W międzyczasie przewinęło się kilka bliższych relacji, w których końcowo i tak zostawałam tą "trzecią". Za to miałam taką prawdziwą przyjaciółkę przez 11 lat, z którą robiło się wszystko. Śmiało, płakało, bawiło, rozpaczało. No i zaczęło się psuć, kiedy poszłam dalej do nowej szkoły. Ona znalazła sobie nowych znajomych, a ja byłam potrzebna tylko w sytuacjach, gdy nie było się komu wyżalić. I jakoś tak wyszło, że teraz znów jestem samotna, tak naprawdę. Nie mam do kogo buzi otworzyć, porozmawiać. Nic. Chyba naprawdę jestem beznadziejnym materiałem na jakąkolwiek znajomość.
Necrocaine, to, że trafiasz na ludzi, którzy nie mają nic przeciwko wykorzystywaniu Cię (bo moim zdaniem tak to można nazwać - np. "na co dzień mam innych znajomych i w czterech literach to, że możesz czegoś ode mnie potrzebować, ale jak chcę obsmarkać komuś ramię to przyjdź i słuchaj jak płaczę"), nie ma nic wspólnego z tym, że jesteś złym materiałem na tworzenie znajomości . Prawdopodobnie jest przeciwnie.
Wiek: 27 Dołączyła: 04 Sie 2015 Posty: 254 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-09-02, 19:57
Daithi właściwie dlatego tak uważam. Jeśli jestem na tyle wyrozumiałą osobą, która przyjdzie wysłuchać mazgów koleżanki po dwóch miesiącach niewidzenia się, po czym zostanę kopnięta w tyłek to chyba najwyższy czas bym znalazła kogoś, komu naprawdę będzie na mnie zależało. Nie potrafię zrozumieć dlaczego przez 17 lat życia jestem odpychana i jak to w ogóle ma się w przyszłości zmienić? To jest po prostu takie niesprawiedliwe.
Necrocaine, pewnie, że niesprawiedliwe . A może sama jakoś nieświadomie weszłaś w rolę wiecznego słuchacza? Mało mówisz o sobie, za to masz dużą satysfakcję ze wspierania kogoś w sensie psychicznym? Ludzie są wygodni, jak wyczują, że mogą mieć wszystko bez dawania niczego, to korzystają .
Wiek: 27 Dołączyła: 04 Sie 2015 Posty: 254 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-09-02, 20:21
Daithi tak naprawdę to nienawidzę słuchać o problemach innych. A o sobie nienawidzę mówić jeszcze bardziej. Z dwojga złego wolę już to pierwsze. A robię to głownie dlatego, by nie stracić tych osób. Jestem tak samotnym człowiekiem, że chyba robię już wszystko, by reszta znajomych mnie nie zostawiła. To już chyba desperacja
Miałem 1 wystawił mnie i się skończyło. Trudno tylko najbardziej boli mnie to że ja miałem na to dowody w postaci screenów z Facebooka a on nadal kłamał. Nie ufam od tego czasu nikomu nawet rodzicom.
Wiek: 26 Dołączyła: 21 Wrz 2013 Posty: 67 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-09-13, 20:07
Kiedyś moja "najlepsza przyjaciółka" (w sumie ja ją traktowałam jak siostrę, znałyśmy się od małego) nie dość, że cały czas obrabiała mi dupę za plecami, to rozwalała mi związki dla zabawy, a ja jej zawsze wybaczałam.
"Depresja zabija, marzenia jak trotyl,
jeden jest zdrowy na stu opętanych."
Dotychczas miałam i mam jednego prawdziwego przyjaciela.
W przeszłości mianem przyjaciela określiłam dwie osoby. O ile z tym pierwszym kontakt mam nijaki, z drugim widuję się prawie codziennie. Nie mogę na niego patrzeć wiedząc w jaki sposób mnie obraża za plecami, a żartując i uśmiechając się w oczy jakby nigdy nic.