nusia, a skończyło się na jednej rozmowie? To nie dobrze. Może warto byłoby pójść jeszcze raz??
Prośba o pomoc jest naprawdę bardzo trudną sztuką więc to nie jest dziwne.
nusia napisał/a:
nie wiem jak o te pomoc poprosić..
może mówiąc o swoim problemie? i o tym, że Ci ciężko i sama sobie nie dajesz rady??
a wracając do psychologa on po którejś rozmowie pyta czego od niego oczekujesz.
tak, skończyło się na jednej rozmowie, może i warto by było pójść jeszcze raz, ale sama nie wie co miałabym jej powiedzieć. wiem, wiem, powinnam pójść i powiedzieć, ze nie daje sobie rady, ale coś we mnie mi mówi, ze to jednak żałosne, ze sobie sama nie radze. ale jednak w końcu powinnam się przełamać, wiem.
Powinnaś nie powinnaś.
Jest takie przysłowie: "wczoraj to historia, jutro tajemnica, a dziś jest Twoje" i żyj tą chwilą by ją najlepiej zapamiętać. Może i będzie to Twoja spontaniczna decyzja ale jak ją podejmiesz to od razu zadziałaj.
Ciężko jest się przełamać, wiem to po sobie, ale warto.
Zadzwonić, pójść do poradni i umówić się na wizytę. Jak masz kogoś zaufanego, to możesz pójść z nim.
nusia napisał/a:
przyjaciołom niby łatwiej mówić mi, że jest mi trudno, ale co z tego, że powiem skoro i tak nic z tym nie zrobią.
Skąd to wiesz? Mówiłaś już im coś i nic sobie z tego nie robili?
nusia napisał/a:
chciałabym móc pójść do rodziców i powiedzieć, że sobie już nie radzę, że potrzebuję jakiejś terapii, nie wiem, leków? czegokolwiek.
Jesteś pełnoletnia?
W jaki sposób trafiłaś do poprzedniego psychologa? Rodzice Cię zapisywali, czy jak?
I z jakim problemem do niego szłaś?
nusia napisał/a:
raz tylko rozmawiałam z psychologiem, ale nic z tej rozmowy nie wynikło, bo chyba jakoś nie bardzo umiałam się przed nią otworzyć.
Raz to nawet za mało, by ocenić Twoją otwartość mówienia o problemie.
Niektórzy w pełni się otwierają po wielu spotkaniach
A co myślałaś o tym psychologu, po tym pierwszym spotkaniu?
Jakie masz oczekiwania wobec psychologa? Co chciałabyś aby uczynił, robił?
Jakiej pomocy byś chciała od psychologa, rodziny, znajomych?
nusia napisał/a:
tak, skończyło się na jednej rozmowie, może i warto by było pójść jeszcze raz, ale sama nie wie co miałabym jej powiedzieć.
W następnym zdaniu napisałaś:
nusia napisał/a:
wiem, wiem, powinnam pójść i powiedzieć, ze nie daje sobie rady
nusia napisał/a:
ale coś we mnie mi mówi, ze to jednak żałosne, ze sobie sama nie radze.
Uważasz, że lepiej posłuchać tego krytycznego głosu niż sobie pomóc?
Hej, to ani trochę nie jest żałosne. Coraz więcej ludzi korzysta z pomocy psychologa czy psychiatry, to już nie jest wstydem, ani to, że ludzie sobie po prostu z czymś nie radzą.
nusia napisał/a:
ale jednak w końcu powinnam się przełamać, wiem.
Z czym sobie aktualnie nie radzisz? z czym masz problem?
Nie przekładaj tego na "kiedyś". Im dłużej odkładasz to "na później" tym trudniej będzie Ci się za to wziąć. Już i tak masz ciężko.
Chociaż, by pomoc miała jakieś efekty, trzeba się określić jaki jest problem i mniej więcej czego się oczekuje... Więc? Pomyśl, zastanów się nad tym.
Skąd to wiesz? Mówiłaś już im coś i nic sobie z tego nie robili?
owszem, mówiłam. pogadali, co o tym myślą itd. ale co z tego.. tak naprawdę w pewnym momencie chciałabym, żeby któreś z nich poszło do mojej matki i powiedziało, że potrzebuje pomocy.
Jesteś pełnoletnia?
W jaki sposób trafiłaś do poprzedniego psychologa? Rodzice Cię zapisywali, czy jak?
I z jakim problemem do niego szłaś?
nie jestem pełnoletnia. tamten psycholog to był psycholog szkolny, wiem, troche słaba partia w sumie. wysłali mnie tam, po przedawkowaniu leków (można powiedzieć, że to była próba samobójcza). Rodzice chcieli mnie wysłać wtedy do psychiatry, ale powiedziałam, że nie i teraz tego żałuje.
Z czym sobie aktualnie nie radzisz? z czym masz problem?
Nie przekładaj tego na "kiedyś". Im dłużej odkładasz to "na później" tym trudniej będzie Ci się za to wziąć. Już i tak masz ciężko.
Chociaż, by pomoc miała jakieś efekty, trzeba się określić jaki jest problem i mniej więcej czego się oczekuje... Więc? Pomyśl, zastanów się nad tym.[/quote]
owszem, mówiłam. pogadali, co o tym myślą itd. ale co z tego.. tak naprawdę w pewnym momencie chciałabym, żeby któreś z nich poszło do mojej matki i powiedziało, że potrzebuje pomocy.
A powiedziałaś im to? Czy mogliby pójść do Twojej matki i powiedzieć jej że potrzebujesz pomocy?
Najczęściej, jak ludziom nie powiesz o swoich oczekiwaniach, o tym co byś od nich chciała, to sami na to nie wpadną.
Chyba, że mówiłaś by poszli powiedzieć Twojej matce jak się ma sprawa, no to wtedy inaczej to wygląda.
nusia napisał/a:
nie jestem pełnoletnia. tamten psycholog to był psycholog szkolny, wiem, troche słaba partia w sumie. wysłali mnie tam, po przedawkowaniu leków (można powiedzieć, że to była próba samobójcza). Rodzice chcieli mnie wysłać wtedy do psychiatry, ale powiedziałam, że nie i teraz tego żałuje.
A próbowałaś napisać list do swoich rodziców? Że sobie z życiem nie radzisz i aby Tobie pomogli... ? Czasem jest to prostsze niż wysłowienie się.
Do psychologa szkolnego też możesz pójść i powiedzieć, że sobie nie radzisz, powinien coś wymyślić, bądź powiadomić Twoich rodziców.
nusia napisał/a:
mój problem polega na tym, że żyje.
A co konkretnie jest nie tak w Twoim życiu? Jakbyś opisała swoje życie? Jak ono wygląda? I jak chciałabyś aby wyglądało? Żeby jakie, wg Ciebie, było?
w moim życiu generalnie wszystko jest w porządku. ale jest we mnie coś, co przeszkadza mi normalnie funkcjonować. po prostu nie mam ochoty/nie chcę itd. wiem, wszyscy tak czasem mają, ale ja mam tak ciągle. to uczucie, że jestem tu niepotrzebna, nie mam po co żyć, jestem nic nie warta.. to wszystko się kumuluje. nawet nie wiem jak to wszystko nazwać.
opowiedzieć o historii z lekami? to naprawdę długa i historia, i bolesna dla mnie. no, ale w skrócie.
chłopak, ja szaleńczo w nim zakochana, nasze rozstanie. sama nie wiem do tej pory, czy zrobiłam to z jego powodu, czy po prostu on był jednym z wielu powodów. koleżanka, nie świadoma, że naprawdę planuję to, o czym mówię, podsuwa mi nazwę leków. aż w końcu się odważyłam, a raczej stchórzyłam. no i stało się. kompletnie naćpana poszłam do szkoły, tam koleżanki kombinowały, co ze mną zrobić, żeby było dobrze.. aż w końcu w łazience znalazła mnie dyrektorka szkoły. pogotowie, rodzice, szpital.. nie pamiętam wszystkiego co się wtedy działo. ten wzrok mojej matki, gdy zaczęłam dochodzić do siebie.. nie docierało do mnie przez długi czas, co zrobiłam. po kilku miesiącach miałam tylko żal do siebie, że tak żałośnie to rozegrałam i że nie udało się.
żeby oddać prawdziwe sceny tej historii, musiałabym opowiedzieć ze szczegółami. boję się tego wracać..