To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Praca nad samooceną i charakterem - Niepowodzenia - zniechęcają Was czy motywują?

Anonymous - 2022-06-21, 22:14
Temat postu: Niepowodzenia - zniechęcają Was czy motywują?
Załóżmy, że jest coś, co chcielibyście osiągnąć. Nie wiem, np. nauczyć się czegoś. Ale nie wszystko jest tak proste jak nam się wydaje, więc zazwyczaj, nim się czegoś nauczymy, bardzo wiele razy coś nam się nie udaje. Jak wtedy reagujecie? Czy kolejne niepowodzenia motywują Was do tego, żeby próbować kolejny, kolejny i kolejny raz, kombinować czy nie zrobić tego inaczej, żeby w końcu nauczyć się tego poprawnie? Czy może szybko się zniechęcacie, uważacie, że niepowodzenia są Waszą winą, bo jesteście niewystarczająco dobrzy i w końcu rzucacie naukę w kąt?
wiedźma - 2022-06-21, 22:24

Jestem typem osoby, która w ogóle w siebie nie wierzy, a każdą porażkę i niepowodzenia traktuję bardzo osobiście i momentalnie tracę motywację.
InvisibleSapce - 2022-06-22, 01:28

Przeważnie zakładam najgorszy scenariusz, aby się nie rozczarować. Pojawia się myśl, jakaś idea, która mnie wypełnia i zachęca do działania. Zwykle zaczynam te plany z myślą, że i tak pewnie nic nie osiągnę. W trakcie działania jeśli się zrażę, to nie staram się zapomnieć o niepowodzeniu. Trzymam je z tyłu głowy, a czynność odstawiam na później, by ponownie do niej wrócić po czasie. Gdy już wrócę staram się zacząć od nowa, szukając innego punktu zaczepienia i punktu widzenia. Uda się, czy ponownie efekty mnie rozczarują? Jeśli tak, to kończę i zaczynam coś nowego. Jeżeli się nie uda, to przecież już o tym widziałem stąd brak jakiegoś głębszego smutku. Nie zawsze to działa jednak nawet jeśli się poddam, zdobywam doświadczenie nie tylko z zakresu działań, a również samego mechanizmu poznawczego, czy jakoś tak. A to jest takie spoko dla mnie.
Anonymous - 2022-06-22, 16:38

wiedźma napisał/a:
Jestem typem osoby, która w ogóle w siebie nie wierzy, a każdą porażkę i niepowodzenia traktuję bardzo osobiście i momentalnie tracę motywację.

Mam dokładnie tak samo, a to bardzo hamuje mój samorozwój. Wydaje mi się, że każda porażka to moja wina, bo jestem do czegoś za głupi, bo nie potrafię czegoś zrozumieć, bo coś źle robię. W efekcie uznaję, że się do tego nie nadaję i porzucam dane zajęcie, nierzadko na dobre.

InvisibleSapce napisał/a:
Przeważnie zakładam najgorszy scenariusz, aby się nie rozczarować.

Mam identyczną filozofię. :D Uważam, że lepiej niczego nie oczekiwać, bo wtedy nie będzie się załamanym, gdy nam nie wyjdzie. A jeśli wyjdzie, to będzie miłe zaskoczenie. ;) Jednak to nie zawsze działa. Szczególnie, gdy na czymś bardzo mi zależy. Wtedy, mimo zakładanego czarnego scenariusza, gdzieś, z tyłu głowy siedzi silne pragnienie osiągnięcia czegoś. A wówczas, gdy przychodzi niepowodzenie, choć się go spodziewałem, nie umiem pogodzić się z porażką.

L.M. - 2022-06-23, 16:32

Też przybijam piątkę. Każde niepowodzenie to moja wina, ale podobno mam mentalność karalucha i to właśnie powoduje, że nienawidząc samej siebie, staje się bardziej zawzięta, zdesperowana i o dziwo skuteczna. Co nie zmienia faktu, że taka wygrana z czymś/nauka często nie daje radości. Inżynierkę okupiłam ogromną ceną i gdy inni się cieszyli, że zdali i mają papier, we mnie pozostała tylko pustka.
Dążąc do celu nie potrafię odpuszczać, prędzej wyjadę się, padnę i zdechnę.

Anonymous - 2022-06-23, 18:15

L.M. napisał/a:
Co nie zmienia faktu, że taka wygrana z czymś/nauka często nie daje radości. Inżynierkę okupiłam ogromną ceną i gdy inni się cieszyli, że zdali i mają papier, we mnie pozostała tylko pustka.

To chyba zależy od tego, czy wyzwania, które przed sobą stawiamy, są tym, czego naprawdę chcemy czy może jedynie próbą udowodnienia komuś czegoś. Studia najczęściej są tym drugim. Szczególnie, gdy decydujemy się na nie tuż po szkole średniej, kiedy zwykle nie mamy jeszcze pojęcia, czego chcemy, albo mamy o tym jedynie złudne wyobrażenie, które życie boleśnie weryfikuje. Wtedy dyplom rzeczywiście nie jest żadną pociechą. Znam to z autopsji.

Mój problem dodatkowo polega na tym, że kiedy czegoś bardzo chcę, to chciałbym tego za dużo i za szybko. Nie satysfakcjonują mnie małe postępy. Przykład: jakiś czas temu złapałem fazę na trading. Można na tym zarobić, ale… trzeba mieć o tym dość szeroką wiedzę, bo jeśli zakłada się w ciemno, nie mając wiedzy o rynku ani o danym instrumencie finansowym, że jego cena wzrośnie lub spadnie, to bardziej przypomina to hazard, gdzie liczy się ślepy traf, a nie obiektywna wiedza. Na szczęście na razie działam na koncie demo, gdzie używa się wirtualnej gotówki, bo inaczej już dawno poszedłbym z torbami. Mimo to, każda stracona suma, mimo że wirtualna, jest przeze mnie odbierana jako osobista porażka. Że jestem za głupi, by to zrozumieć. Że brak mi konsekwencji i często zmieniam strategię, bo na siłę chcę się odegrać. Mimo, że zajmuję się tym dopiero od kilku miesięcy, to chciałbym już odnosić same sukcesy. A tak nie mają nawet profesjonaliści, którzy siedzą w tym od lat. Wiem, że muszę się jeszcze sporo nauczyć, żeby osiągać wymierne efekty, które nie będą wynikiem jedynie przypadku. Ale mimo to, to do mnie czasami nie dociera i po każdej przegranej sumie mam ochotę rzucić to w cholerę.

L.M. - 2022-06-23, 18:39

sickman, to co studiuje jest moją pasją i szaleństwem. Tak, chcę tego dyplomu, który otworzy mi kolejne ścieżki, a i tak najtrudniejszy krok jest i tak przede mną.
Anonymous - 2022-06-23, 19:07

L.M., skąd więc pustka po inżynierce? To efekt ceny, którą musiałaś za nią zapłacić? Czy perspektywa najtrudniejszego kroku (zapewne chodzi o magisterkę), o którym piszesz?
void - 2022-06-23, 19:34

Odpowiadając na pytanie, to zależy. Ale zazwyczaj jestem zawzięty. Oczywiście zależy od progu wejścia w jakiś temat, krzywej uczenia i tego jak bardzo mi zależy. Jestem niecierpliwy, ale nauczyłem się wytrzymywać, niejako przeczekiwać momenty załamania. Wychodzę z założenia, że każdy może zwątpić i zrezygnować z czegoś to nie porażka. Mimo to mam w głowie ten głos, który niezależnie od tego, że mam jakieś już kompetencje w danym temacie podważa moją wartość.
Anonymous - 2022-06-23, 19:48

Michał napisał/a:
Ale zazwyczaj jestem zawzięty.

Mnie właśnie brakuje tej zawziętości. A raczej motywacji, by być konsekwentnym. Mam tu na myśli motywację również w postaci drugiej osoby, która w ciebie wierzy. Bo nie widzę celu w robieniu czegoś wyłącznie dla siebie.

L.M. - 2022-06-23, 19:50

sickman, dokładnie to pierwsze. Gdy zapłacisz bardzo wysoką cenę, włącznie z głęboką depresją i stanami lękowymi. I gdy nagle dostajesz ten dyplom, zostaje w człowieku pustka. A potem zastanawiasz sie czy warto było.
Nie, magisterka będzie niczym w porównaniu do uprawnień.
Jak tak się zastanowie to chyba jedyny powód dla którego jeszcze żyję.

void - 2022-06-23, 19:51

sickman napisał/a:
Bo nie widzę celu w robieniu czegoś wyłącznie dla siebie.
To może raczej kwestia przepracowania niskiego poczucia własnej wartości? Bo trochę głupio zwalać to na karb innej osoby. Mam na myśli to, że to trochę nie fair oczekiwać, że ktoś nas wesprze jeśli sami dla siebie nie jesteśmy warci wsparcia.
Anonymous - 2022-06-23, 20:02

L.M., teraz rozumiem. Przykro mi, że tak się to w Twoim przypadku potoczyło. Mam jednak nadzieję, że gdy już wszystko to będzie za Tobą, spełnisz się zawodowo na tyle, że w końcu będziesz mogła stwierdzić, że było to tego warte. :)

Michał, coś w tym jest. Mnie rodzice zawsze powtarzali (i robią to do dziś), że to, czym się naprawdę interesuję, jest głupie, bezsensowne i lepiej, żebym się zajął czymś pożytecznym. I weszło mi to w krew na tyle mocno, że siedzi mi to zawsze z tył głowy, gdy robię coś, czego sam chcę. Co do drugiej osoby, to chodziło mi tylko o ten rodzaj wsparcia, by ktoś jedynie powiedział, że to, co robię, ma sens i sobie poradzę. Nie chcę, by ktokolwiek mnie wyręczał. Chciałbym tylko mieć świadomość, że to, co robię, ma sens nie tylko dla mnie. Z kolei gdy robię coś tylko dla siebie, czuję się jak egoista. A gdy robię coś także dla kogoś, czuję się w jakiś sposób potrzebny.

wiedźma - 2022-06-23, 20:22

sickman napisał/a:
Z kolei gdy robię coś tylko dla siebie, czuję się jak egoista. A gdy robię coś także dla kogoś, czuję się w jakiś sposób potrzebny.


Gdy robisz coś dla kogoś i czujesz się wtedy potrzebny, jest to egoizm.

Anonymous - 2022-06-23, 21:51

wiedźma, w pewnym sensie tak. Ale na pewno jest to jego zdrowsza odmiana, która przynosi obopólną korzyść. Lubię robić coś, z czego pożytek mają także inni, co przynosi innym radość. A że przy okazji czuję się przez to lepiej, to skutek uboczny. Nie jest to dla mnie priorytetem ani warunkiem pomagania innym. Robienie czegoś, co przynosi pożytek nie tylko nam, ale także innym, nadaje życiu sens. Robienie czegoś tylko dla siebie życie tego sensu pozbawia.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group