To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Sercowe rozterki - Czy partner powinien być jednocześnie przyjacielem?

lekkapatologia - 2014-03-27, 08:55
Temat postu: Czy partner powinien być jednocześnie przyjacielem?
PanFoster napisał/a:
To chyba dobrze? To dwie różne funkcje społeczne (czy jak to nazwać)...
Że co? :shock: Pierwsze słyszę, że facet nie powinien być przyjacielem. Wręcz powinien również nim być.

[ Komentarz dodany przez: Arya: 2014-03-28, 12:35 ]
Wydzieliłam jako odrębny temat. ;-)

Anonymous - 2014-03-27, 14:06

PanFoster napisał/a:
To chyba dobrze? To dwie różne funkcje społeczne (czy jak to nazwać)...

lekkapatologia napisał/a:
Że co? Pierwsze słyszę, że facet nie powinien być przyjacielem. Wręcz powinien również nim być.

Właściwie ja też chyba nie potrafię wyobrazić sobie związku, w którym mój facet nie byłby jednocześnie moim przyjacielem... :roll: Zawsze postrzegałam związek właśnie jako przyjaźń przede wszystkim + dodatkowo fizyczną bliskość i "monopol" na tę jedną osobę, ale to właśnie przyjaźń była tym głównym fundamentem.

Anonymous - 2014-03-27, 14:31

Arya napisał/a:
Właściwie ja też chyba nie potrafię wyobrazić sobie związku, w którym mój facet nie byłby jednocześnie moim przyjacielem...

A mi się ciągle po głowie tłucze myśl, czy przyjąć pojęcie, że: przyjaciel to osoba, której można wszystko powiedzieć, na wszystko się wyżalić?
Czy kim jest przyjaciel w związku?
Bo np. jak wyglądałby związek, gdyby dziewczyna żaliła się swojemu chłopakowi jak potworną ma rodzinę, jak jej nie lubi...? W końcu jest jej przyjacielem i o wszystkim mu mówi.
- To brzmi dla mnie jak przepis na katastrofę, a nie udany związek.

Anonymous - 2014-03-27, 20:57

ina napisał/a:
Czy kim jest przyjaciel w związku?

Myślę, że tą samą osobą, co przyjaciel poza związkiem. :roll: Nie widzę różnicy między tymi dwoma... rolami.
ina napisał/a:
Bo np. jak wyglądałby związek, gdyby dziewczyna żaliła się swojemu chłopakowi jak potworną ma rodzinę, jak jej nie lubi...? W końcu jest jej przyjacielem i o wszystkim mu mówi. - To brzmi dla mnie jak przepis na katastrofę, a nie udany związek.

Nie wyobrażam sobie żalenia się z takich spraw komukolwiek, tak samo jak mówienia swoim przyjaciołom o tym wszystkim. Bo wtedy dopiero to brzmi dla mnie jak przepis na katastrofę. :roll:
Czymś innym jest zaufanie, wsparcie, możliwość poruszenia oraz przedyskutowania każdego tematu z tym przyjacielem, a zupełnie czymś innym żalenie się, mówienie drugiej osobie o wszystkim i uciekanie się do niej z każdym najdrobniejszym problemem. I o ile te pierwsze pojęcia współtworzą dla mnie definicję przyjaźni, to te drugie mogą być męczące dla właściwie każdej relacji, i tworzyć właśnie ten przepis na katastrofę.

PanFoster - 2014-03-28, 01:44

Jak dla mnie przyjaciel i osoba z którą jestem to dwie całkowicie inne osoby. Inny mam do nich stosunek, innych rzeczy wymagam etc. Tutaj jest problem wyższości przyjaźni nad miłością. Gdy twierdzimy, że chłopak ma być przyjacielem, to stawiamy przyjaźń nie na równi z miłością, ale jakby "poziom" niżej. Coś w rodzaju hm. nasuwa mi się porównanie ze zbiorem liczb.





Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. :lol:

Anonymous - 2014-03-28, 06:40

Arya napisał/a:
Czymś innym jest zaufanie, wsparcie, możliwość poruszenia oraz przedyskutowania każdego tematu z tym przyjacielem, a zupełnie czymś innym żalenie się, mówienie drugiej osobie o wszystkim i uciekanie się do niej z każdym najdrobniejszym problemem.

Dla mnie, obydwie sprawy pokrywają się w sposób naturalny, a nie skrajny (wiadomo, że zamęczanie kogoś ciągle swoimi problemami źle wpływa na relację).
Chodziło mi o to, że nie wszystko można powiedzieć, albo nie w takiej formie, a przy kimś z zewnątrz można sobie na to pozwolić.

Arya napisał/a:
Zawsze postrzegałam związek właśnie jako przyjaźń przede wszystkim + dodatkowo fizyczną bliskość i "monopol" na tę jedną osobę, ale to właśnie przyjaźń była tym głównym fundamentem.

U mnie fundamentem jest miłość i chyba dlatego w moim rozumieniu może być tak jak napisał PanFoster o rozdzieleniu funkcji.

Często przyjaźnie przekształcają się w związek (podstawą jest przyjaźń), ale niektóre związki nie zaczynają się od przyjaźni, w sensie jakiegoś długotrwałego kumplowania się - czyli nie jest przymusem aby facet i kobieta byli przyjaciółmi, bo inaczej nie ma udanego związku.

Anonymous - 2014-03-28, 12:47

PanFoster napisał/a:
Tutaj jest problem wyższości przyjaźni nad miłością. Gdy twierdzimy, że chłopak ma być przyjacielem, to stawiamy przyjaźń nie na równi z miłością, ale jakby "poziom" niżej. Coś w rodzaju hm. nasuwa mi się porównanie ze zbiorem liczb.

Właśnie ja tego nigdy w ten sposób nie odbierałam... Dla mnie twierdzenie, że chłopak ma być jednocześnie przyjacielem nie implikowało raczej wyższości żadnej z tych relacji, po prostu były one równe i pokrywały się, i nie widziałam powodu, żeby któraś z nich miała być stawiana wyżej/niżej... Jak już jesteśmy przy diagramach, to ja widzę to jakoś tak:

ina napisał/a:
Często przyjaźnie przekształcają się w związek (podstawą jest przyjaźń), ale niektóre związki nie zaczynają się od przyjaźni, w sensie jakiegoś długotrwałego kumplowania się - czyli nie jest przymusem aby facet i kobieta byli przyjaciółmi, bo inaczej nie ma udanego związku.

Pewnie masz rację, chociaż ciężko mi sobie wyobrazić tą drugą sytuację... Pewnie dlatego, że trochę patrzę na to przez pryzmat własnych doświadczeń. :roll:

Anonymous - 2014-03-28, 14:31

A ja to chyba gdzieś w temacie o miłości pisałam... że jest taka teoria, że istnieją 3 filary związku: bliskość, pożądanie i zaangażowanie, a żeby można było mówić o związku to potrzeba przynajmniej 2 z nich. Stąd partner może, ale nie musi być przyjacielem... można budować związek na samym pożądaniu i zaangażowaniu.
zmeczony - 2014-03-28, 22:09

Cytat:
A ja to chyba gdzieś w temacie o miłości pisałam... że jest taka teoria, że istnieją 3 filary związku: bliskość, pożądanie i zaangażowanie, a żeby można było mówić o związku to potrzeba przynajmniej 2 z nich. Stąd partner może, ale nie musi być przyjacielem... można budować związek na samym pożądaniu i zaangażowaniu.



Też mi się tak wydaje. Znam pary, gdzie o przyjaźni nie ma raczej mowy. Osoby w tych związkach nie mają podobnych zainteresowań, mają różne poczucia humoru, a mimo to są razem i są szczęśliwi. Więc trzyma ich ze sobą właśnie zaangażowanie i pożądanie. Czasem jednak się zastanawiam, co jeżeli pożądanie się wypali, bo też i pożądanie ma tendencje do znikania najszybciej. Co zostaje potem?

Anonymous - 2014-03-28, 22:42

zmeczony napisał/a:
Co zostaje potem?

Wikipedia napisał/a:

lubienie: intymność, ale bez zaangażowania czy namiętności.
zadurzenie: namiętność bez zaangażowania czy intymności.
pusta miłość: zaangażowanie bez namiętności czy intymności.
romantyczna miłość: intymność i namiętność, ale bez zaangażowania.
niedorzeczna miłość: zaangażowanie i namiętność, ale bez intymności.
partnerska miłość: zaangażowanie i intymność, ale bez namiętności.
miłość doskonała: zaangażowanie, intymność i namiętność.

Mustela Nivalis - 2014-03-31, 09:52

Arya napisał/a:
ina napisał/a:
Często przyjaźnie przekształcają się w związek (podstawą jest przyjaźń), ale niektóre związki nie zaczynają się od przyjaźni, w sensie jakiegoś długotrwałego kumplowania się - czyli nie jest przymusem aby facet i kobieta byli przyjaciółmi, bo inaczej nie ma udanego związku.

Pewnie masz rację, chociaż ciężko mi sobie wyobrazić tą drugą sytuację... Pewnie dlatego, że trochę patrzę na to przez pryzmat własnych doświadczeń.


Mój związek właśnie tak się kształtował. Bez pierwiastka "przyjaźni", "kumplowania się" i do tej pory raczej tak pozostaje. To, że możemy na sobie polegać, gramy w tej samej drużynie i zrobimy dla siebie dużo i dobrze nam ze sobą spędzać czas, nie oznacza jeszcze, że można to nazwać przyjaźnią. Kocham tego mężczyznę, więc czerpię radość z przebywania z nim ale raczej gdyby pozbawić tą naszą relację pierwiastka romantycznego/miłości, to unikałabym go w towarzystwie, nie zostałby moim znajomym. Natomiast kochać go potrafię... Nigdy raczej nie zastanawiałam się nad tym, czy powinien być moim przyjacielem z bonusem w postaci monopolu/pożądania, skoro kocham go bez tego, to jakie to ma dla mnie znaczenie?

Gumiss - 2014-03-31, 10:24

Moim zdaniem tak, ze względu że różnie w życiu się może ułożyć, nie zawsze przyjaciel/przyjaciółka będą blisko nas. Wiec skoro całe życie ze sobą mamy spędzić ( tak z góry zakładam że mój związek będzie trwał i trwał) to chciałbym mieć w tej osobie też przyjaciółkę.

Mój ostatni związek, opierał się głównie na namiętności , i trochę zaangażowaniu, widać jestem typem człowieka który bez, intymności sobie nie poradzi w związku. Nie wiem czy to odnosi się do każdego człowieka mówię konkretnie o sobie, 2 lata zmarnowane na "a może jednak"

Uważam że przyjaźń jest bardzo potrzeba dla długotrwałych i szczęśliwych związków, czasem może dojść zmiana otoczenia, miasta/państwa. I łatwiej chyba wrócić do żony/przyjaciółki w domu.

Chciałbym by mój związek był oparty w 100% na szczerości, było by dużo łatwiej się polubić, zaprzyjaźnić, pokochać, po prostu poznać i zdecydować we dwoje czy to faktycznie to.

Anonymous - 2014-04-02, 19:41

Przyjaźń w związek może się przemienić, ale moim zdaniem w drugą stronę to nie działa.
lekkapatologia - 2014-04-02, 19:51

Krzychu napisał/a:
ale moim zdaniem w drugą stronę to nie działa.
Chyba mówisz o przyjaźni po miłości. :roll: A to chyba jednak nie chodzi o to.
Hekate - 2014-05-24, 15:01

Zawsze twierdziłam, że to jest możliwe, aż w końcu psycholog wyprowadził mnie z błędu. Tłumaczyłam, że mój chłopak jest też moim przyjacielem, a mama przyjaciółką. Psycholog stwierdziła, że albo jest się mamą/chłopakiem, albo przyjaciółką/przyjacielem, nie można być tym i tym. :roll:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group