To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Depresja - Anhedonia

Feather - 2015-03-31, 16:30

shady, ludzie nie mają wiedzy, nie wiedzą i nie widzą, albo nie chcą widzieć. Czasami się zastanawiam czy uczciwie jest mieć do kogoś pretensje, że nie jest psychologiem i nie potrafi czytać w myślach komuś kto się uśmiecha, a w myślach knuje plan zabicia się, ale z drugiej strony przypominam sobie moją mamę, której pokazywałam na tysiąc sposobów, że mam problem! To, że popadłam w narkotyki to był przecież krzyk rozpaczy, moja anoreksja to była kolejna próba zwrócenia na siebie uwagi i proszenie o pomoc... A moja mama na to, że brałam [***], mówiła psychiatrze, że "córka nadużywa leki", a na moją anoreksje "córka się trochę odchudza" (przy wadze 35 kg), moje wybuchy agresji i złości, płaczliwość i smutek to był "młodzieńczy okres buntu, każda nastolatka to przechodzi", a ran na rękach udawała, że nie widzi. I teraz pytanie, czemu tego nie widziała? Albo udała, że nie widzi? Teraz jest ze mną lepiej niż było te 10 lat temu, ale wtedy w naszej rodzinie był dramat. Chodziłam naćpana non stop, nawet raz pod wpływem ją kopnęłam :( , dniami z ojcem krzyczeli na mnie, żebym zjadła marchewkę chociaż... A teraz po latach, mama nadal nie używa słowa NARKOMANKA, ani ANOREKTYCZKA. Wypiera te słowa, omija te tematy jak tylko można, w ogóle udają oboje, że nigdy to wszystko się nie wydarzyło. To mnie w ludziach wkurza. Chyba po prostu nie chcą widzieć problemu, bo się go może boją, może wstyd mieć córkę narkomankę, więc łatwiej powiedzieć, że nadużywa leków... Nie wiem.

[ Komentarz dodany przez: aga_myszka: 2015-03-31, 16:33 ]
Na forum nie używamy nazw narkotyków!

shady - 2015-03-31, 17:29

Feather, Moja mama wręcz odwrotnie, kiedyś przez przypadek zobaczyła moje rany, ale zamiast porozmawiać co się dzieje, ona mnie stłukła i nawyzywała od skończonych psychopatek, które są nieobliczalne i mogą jej w nocy poderżnąć gardło. Tym właśnie jeszcze bardziej pogorszyła sytuację. Od jakiegoś czasu ma pretensje o wszystko, dokładnie o wszystko, częściej woła na mnie "ty *****" niż po imieniu... Teraz już chyba się przyzwyczaiłam, chociaż nadal mnie to boli. Nie wiem dlaczego tak postępuje, wyżywa się na mnie za wszystko złego co jej się przytrafi, za każdy problem. Już nie wtrzymuję nieraz, wpadam w histerię, złość... A ona potem opisuje wszystko mojemu bratu dodatkowo dodając fajnych szczegółów i wychodzi że to ja jestem ta najgorsza. Brat się denerwuje, że "wykańczam" matkę, przyjeżdża również z pretensjami, a czasami i wpie***lem. Kiedyś w domu było inaczej, nie wiem co się stało, ale coraz częściej nie chce mi się tu wracać... Ojciec zawsze miał mnie gdzieś, ale chociaż czułam wsparcie w matce, a teraz? Ma tylko napady, kiedy mówi że mnie kocha i jest miła...
Feather - 2015-04-01, 15:58

shady, o rany :( . Brzmi strasznie. Ile masz lat? Rozumiem, że mieszkasz z nimi?
shady - 2015-04-01, 20:50

Feather, zaledwie 16, a już sporo przeżyłam, serio. Mieszkam tylko z matką, ojciec wyjechał za granicę określając moje pojawienie się na świecie jako "wdepnięcie w g**no".
Anonymous - 2015-04-02, 00:47

Idź do lekarza i olej te pomocnicze tezy tutaj... Co mam powiedzieć...

Pisownia. Tost.

Feather - 2015-04-02, 10:55

shady, wierzę. Ja jak miałam 16 lat, to miałam na plecach taki bagaż doświadczeń, jak nie jedna 40-latka. Wtedy też się wyprowadziłam z domu, bo nie mogłam już wytrzymać. Więc doskonale Cię rozumiem :( .
shady - 2015-04-02, 11:42

Feather, też często bardzo chciałabym się wyprowadzić, tyle, że nie mam gdzie. Muszę się przemęczyć jeszcze trochę niestety.
Feather - 2015-04-02, 16:57

shady, wiem wiem, nie mówię, żebyś się wyprowadzała, jesteś młodziutka mimo wszystko. Ja zrobiłam straszną głupotę wyprowadzając się tak wcześnie, chociaż po części dobrze mi to zrobiło.
Anonymous - 2015-05-08, 22:57

Ja od kilku lat nie umiem się z niczego cieszyć, nic mi nie sprawia przyjemności.
Chwilę z kimś np. popiszę i się przy tym pośmieję, ale znika to tak szybko jak się pojawiło. Minutę później mogę snuć plany samobójcze. Jest to męczące. Kilka dni, tygodni, miesięcy. Ale nie lat.

Anonymous - 2015-05-11, 23:51

Piszę tylko ze swojego poziomu, żeby nikogo nie dotknąć. O wiele łatwiej jest prawie nie żyć, myśleć o sobie jako o kimś byłym, rozważać kwestie swojego nieistnienia, albo odejścia.
A tak cholernie trudno żyć. Nie piszę o ludziach zdrowych, ale o tych, których duszę zżera rak...
Myśleć pozytywnie (prawie jak grzech), poddać się życiu jakimkolwiek by ono nie było.
Myślę, że nikt nie jest na tyle sadomasochistą, żeby tkwić w czymś co nie sprawia mu przyjemności.

Anonymous - 2015-05-12, 21:49

nevermore napisał/a:
Ja od kilku lat nie umiem się z niczego cieszyć, nic mi nie sprawia przyjemności.
Chwilę z kimś np. popiszę i się przy tym pośmieję, ale znika to tak szybko jak się pojawiło. Minutę później mogę snuć plany samobójcze. Jest to męczące. Kilka dni, tygodni, miesięcy. Ale nie lat.

Mam tak samo. Może nie od kilku lat, bo u mnie trwa to zdecydowanie krócej, ale mam takie same wrażenia. Kiedyś zależało mi na np. wyjazdach, koncertach, teraz coś, co było moim wielkim marzeniem, jest mi zupełnie obojętne. Nie ma we mnie żadnych pozytywnych emocji. Jakby ta część mnie umarła. Nie wiem, jak to się stało, kiedy to się stało. Po prostu zaczęło być dla mnie normą.

Anonymous - 2015-05-12, 21:54

ogeig napisał/a:
Myślę, że nikt nie jest na tyle sadomasochistą, żeby tkwić w czymś co nie sprawia mu przyjemności.


A byś się zdziwił. Ja jak nawet chcę, to nie potrafię. I znam osoby, które też mają takie odczucia. Czasem to już nie kwestia, czy się chce, czy nie, ale... może zaawansowania choroby?

LadyRed - 2015-07-24, 18:37
Temat postu: Brak odczuwania radości.
Mam nadzieję, że nie powielam tematu.

Mianowicie, od kilku lat mam tak, że nie odczuwam radości. Takiej szczerej, prawdziwej, że aż chce mi się śmiać, płakać i skakać równocześnie. Kiedyś gdy czułam radość to czułam ją w sercu w głowie... wszędzie. Teraz gdy spotka mnie coś dobrego jedyne co mówię to : hm... fajnie. I tyle. Mówię że jest fajnie bo podświadomie wiem, że jest to dobre bo innym ludziom by to przyniosło radość gdyby znaleźli siew tej fajnej sytuacji co ja. Ale mówiąc że jest fajnie i że się cieszę tak naprawdę w głębi duszy i serca jestem pusta, nie czuję nic. Mój psycholog mówi, że to dlatego, iż emocje negatywne łatwiej nam utworzyć niż pozytywne, że więcej musimy pracować nad tym żeby wytworzyć pozytywne odczucia. Nie bardzo go zrozumiałam. Chce się cieszyć, radować ale... nie potrafię to tak jakby mój organizm się tego oduczył...

Co może być tego powodem? Miał tak ktoś albo ma?

Pasterz Wilków - 2015-07-24, 19:05

Ja mam problem z uczuciami. Nie potrafię ich wyrażać. Ostatnio po nowych lekach czuje się tak stłamszony, że nie jestem pewien czy coś czuje...
Mustela Nivalis - 2015-07-24, 19:08

Ola23, polecam lekturę tego tematu, tematyka się pokrywa. ;)

http://www.autoagresywni.pl/viewtopic.php?t=2759



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group