To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Samobójstwo - Już nie mam siły...

Milijon - 2018-06-25, 20:16

.Nieobecna., warunek albo dziekanka. Świat się nie kończy na zawaleniu roku.

Chciałabym nie robić offtopu i napisać, że nie mam siły. Chcę żyć, chcę walczyć, ale psychicznie jestem wykończona, a fizycznie brakuje mi sił. A tak to jest git.

Flamaster - 2018-06-27, 01:32

zmęczenie życiem
R. de Valentin - 2018-06-27, 09:29

Odpocząłbym miesiąc w jakimś sanatorium.
Artemisia - 2018-06-29, 00:07

Zaraz mi wybuchnie głowa, dawno nie miałam aż tak agresywnej ochoty strzelić sobie w łeb. Gdyby nie to, że nie mieszkam sama to raczej już dawno mnie tu by nie było.
Czarny - 2018-07-14, 00:36

Jestem tu nowy i nie wiem czy to jest ten wątek ale wnioskuje po wpisach że tak.

Jestem młoda osobą po liceum. Jednak młodą tylko fizycznie bo moja psychika dawno umarła. Do rzeczy. Od września moje życie bez powodu, nagle niesione jakąś dziwną siłą zaczęło się walić a wręcz znikać. Nikt ze znajomych ani osób o zdrowych zmysłach nie jest w stanie uwierzyć w ciąg chorych zdarzeń jakie się w nim dzieją. Do teraz nie wiem co tak szybko sprowadziło je do dna, klątwa, opętanie ? Nie wierzę w to. Podstawową rzeczą, która rządzi każdym dniem, chwilą i godziną jest niemożliwy do wytłumaczenia pech. Przejawia się on na każdej możliwej płaszczyźnie. Z komunikacją, z ludźmi, ze sprzętem elektroniczym, z rodziną, zdrowiem ze wszystkim. Wali się wszystko, przygniata mnie to i nie pozwala z nikim normalnie się kontaktować. Dzieją się dziwne nie wyjaśnione rzeczy, jak możliwa jest najgorsza opcja to zawsze się ona sprawdza. Stałem się bardzo dziwny i odosobniony i zauważa to każdy.
Moja rodzina, szkoda słów. Ojciec skrajny alkoholik. W każdej chwili może umrzeć, niewolno mu pić a jakiekolwiek nawet piwo może go zabić. 10 lat mi obiecuję, że nie będzie już pić i się zmieni, tyle razy mówił, że jest innym człowiekiem i na lepszej drodze. Z zaskoczenia jakiś miesiąć temu postanowiłem go odwiedzić, stanąłem za wejściem do klatki i ujrzałem go, chlejącego wódę na umór. To był ten moment, w którym go straciłem. Od tej pory zerwałem z nim kontakt. Reszta rodziny mnie nie znosi w większości. Zawsze byłem tym gorszym dzieckiem, z matką do dziś mam koszmarny kontakt. Nienawidzimy się i marzę o wyprowadzę od niej. To jest najgorsza możliwe relacja jaką można sobie wyobrazić. Nikt mi nie może z rodziny pomóc, nie czuję u nich wsparcia a jedynie słyszę, że mam problemy psychiczne.

Zdrowie. Tutaj kolejne straszne moje fatum. Dzieją się z nim rzeczy, jakich nie był w stanie wyjaśnić żaden lekarz. Mam problemy z oddychaniem, robiłem dziesiątki badań i nic nie wychodziło. Potem problemy z nerkami, chodzić musiałem do toalety co 5 minut, również nie uzyskałem żadnej pomocy. Problemy z oczami, traciłem ostrość i wzrok nie będąc w stanie się poruszać nie mówiąc już o prowadzeniu pojazdu. I co ? Wyniki prawidłowe dostałem kropelki. Cały czas mam problemy z krążeniem, zimą ręce mi odmarzają już przy 10 stopniach, stopy tak samo, 3 pary skarpet to za mało. A wiecie co jest najlepsze ? Prowadzę teraz bardzo aktywny, sportowy i zdrowy tryb życia ale to nie zmienia nic. Za daawanych czasów, kiedy byłem i tu się muszę przyznać ćpunem, zdrowie miałem o zgrozo bardzo dobre. Na szczęście dawno z tym skończyłem i nigdy do tego nie wrócę. Nabawiłem się przez ciągły nieustanny paranoiczny stres, potężnej nerwicy. Stres odczuwam ciągle, budzi mnie w nocy, nie pozwala mi żyć, mój organzim nie potrafi funkcjonować bez tego uczucia. To jest jakaś totalna parajona. Nerwica zaczęła sie zaostrzać i spowodowała problemy z sercem. Kołotanie, arytmia, bałem się o swoje życie. A wiecie jakie wyszły wyniki ? Prawidłowe... No tak przecież orgaznim tylko udaje, jak dojdzie do zawału to też taki tylko żarcik z jego strony ;)

Szkoła. To był też potwornie chory okres. Kiedy inni mogli dowolnie dyskutować z nauczycielami albo zgłosić swoje uwagi, to moje 2 krotne próby zgłoszenia czegokolwiek skończyły się pozwem do sądu. Miałem dwie sprawy w sądzie i cudem uniknąłem trzeciej. Nauczyciele mnie przez to znienawidzili, byłem inaczej oceniany i mówiąc krótko miałem prz**bane. Oceny były fatalne, ledwo zdawałem do kolejnej klasy, ciągle miałem pod górkę. Zjadałem ogromną ilość nerwów i stresu, co jeszcze bardziej zniszczyło moją psychikę i zdrowie. A co do pozwów i pecha. Wyobraźcie sobie, że wystawiłem negatywną opinię pewnemu sklepowi a ci od razu w e-mialu powiadomili mnie, że zgłaszają sprawę do sądu, bo rzekomo ich oczerniam... Kiedy inni rzucają obelgi i przeklinają firmy, który im podpadły do woli, ja z konstruktywną krytykę z zachowaniem kultury mam złożony pozew.

Kondycja psychiczna. Żadna. Nie mogę niczego wykonać, nic mi nie wychodzi, jestem zdolny do niczego. Na studia miałem zbyt słabe wyniki po maturze, na której stres o mało nie odesłał mnie z tego świata a szkoda. Moje zainteresowania straciły sens. Mam ogromne zaniki pamięci i dziury w głowie od nerwów i stresu, żadne czynności nie są mi wskazane bo robię wszystko źle a dzieją się z tym wszystkimi problemy, jakich nikt nie może wytłumaczyć, bo normalnie nikomu się to nie przytrafia. Wielu rzeczy nie napisałem ale nie chce tego bardziej przeciągać. Najgorsze jest w tym to, że ja nie mogę NIC na to poradzić, bo te wszystkie zdarzenia dzieją się niezależnie ode mnie. Jestem bezradny, nie mogę z tym żyć jestem dobijany każdym dniem kolejnymi gwoździami, które mnie powoli wyniszczają. Szczęście w moim życiu nie istnieje. Tu nie ma światełka w tunelu, zawiodło już wszystko. Co do wiary i Boga. Byłem bardzo wierzący, prosiłem go o pomoc długimi miesiącami ale to nie pomagało nic, zupełnie nic. Teraz mam duże wątpliwości czy wiara ma sens, stałem się zdecydowanie mniej wierzący, bo po prostu nie czuję jego wsparcia, a może go po prostu nie ma ? Jedyne wyjście jakie widzę, aby skończyć z tym koszmarem, jakim jest moje życie to wylogować się z niego raz na zawsze. Aby tego już NIE BYŁO, abym nie musiał cierpieć i aby to się wszystko SKOŃCZYŁO. A po co to piszę ? Bo to by pokazać, że są sytuację, z których nie ma wyjścia i że są osoby, którym pomoc jest już niemożliwa.

Anonymous - 2018-07-15, 22:37

Czarny Bardzo ci współczuję po przeczytaniu tego posta, wiem że w takiej sytuacji pewnie nie widać żadnego dobrego wyjścia. Ja przed 3 laty byłem wesołym, towarzyskim i dobrze uczącym się chłopakiem, ale przez rodzinną tragedię całe życie wywróciło mi się do góry nogami. Z dnia na dzień mój stan się pogarszał. Zacząłem mieć problemy w szkole, w domu i w ogóle coraz trudniej było mi spędzać czas z ludźmi. Potem doszło cięcie.. to w sumie jeszcze bardziej pogrążyło moją sytuacje. Dobrze że mama wzięła mnie do psychiatry. Na szczęście leki i terapia mi pomagają
i co prawda nie mogę powiedzieć, że czuje się dobrze i jestem szczęśliwy ( być może już nigdy nie będę) , ale uważam że leczenie należy się każdemu, a zwłaszcza w ciężkim stanie.
Wiem, że jesteś w bardzo ciężkim stanie i może teraz wszystko wydaje ci się bez sensu, ale kto wie co może być w przyszłości. Kiedy czuje się beznadziejnie i robię sobie straszne rzeczy, myślę sobie potem: Nie chcę tego teraz kończyć, los musi się kiedyś odwrócić, kiedyś będzie lepiej napewno.

archi - 2018-07-20, 12:08

Czarny, nie chcę dawać ci tanich pocieszeń, nie chcę pisać, że wszystko będzie dobrze tak po prostu. Napiszę ci to, co pojawia się w moim sercu. Pierwsza myśl, która przychodzi jest taka, że człowiek ma psychikę i ta psychika oddziaływuje na nas. Czasem wystarczy się czymś zająć, żeby poczuć się dobrze, czasem wystarczy z kimś się spotkać i powiedzieć komuś, co leży na sercu... Myślę, że to wiesz.

Myślę też, że dobrym krokiem byłoby spotkanie z psychologiem. Czasem są w nas różne bariery, które trudno samemu przeskoczyć, ale psycholog uczył się o tym (a może i sam tego doświadczył) więc na pewno rzuci jakieś dobre myśli, rady. To żaden wstyd spotykać się z psychologiem. Ja się nie spotykam, ale być może będę - to się okaże. Widząc zaś swoje życie, to w jaki sposób postępowałem, to szkoda, że nie miałem kogoś, komu mógłbym o tym opowiadać np. psychologowi albo kierownikowi duchownemu - bo by mnie trochę ta osoba wyprostowała. Dlaczego? Bo byłem skrupulantem, bo nie uświadamiałem sobie, że muszę dzielić się z kimś swoim przeżyciami (w przeciwnym wypadku męczysz się), bo doświadczałem trochę samotności, stresu, bo zredukowałem swoje życie jedynie do sfery duchowej (nie uświadamiając sobie, że człowiek to nie tylko duch, ale także ciało i właśnie psychika).

To co jeszcze gdzieś pojawia się w moim sercu, to chciałbym cię zachęcić, byś oddał swoje życie Jezusowi. Pisałeś, że prosiłeś Boga długo o pomoc i nie było odzewu. Szczerze powiedz to Jezusowi. Zapytaj Go dlaczego nie czułeś Jego pomocy. Jeśli czujesz złość i smutek z tego powodu - powiedz Mu. Bądź szczery. Przed Nim nie musisz udawać, że wszystko jest ok.
Napisałeś, że wątpisz w Niego. Wiesz co, powiedz Mu szczerze, że chciałbyś Go spotkać, bo nie wiesz, czy On jest. A On przyjdzie do ciebie. Nigdy ciebie nie opuścił, ale da ci poznać, że jest przy tobie. Ja Go spotkałem. I pewnie to można wytłumaczyć psychologicznie, że w trakcie modlitwy odczuwałem spokój. Ale to co mnie poruszało i pomagało mi coraz bardziej otwierać się na Boga, to m.in. życie świętych, świadectwo męczenników, proroctwa o Jezusie, które znajdowałem w Starym Testamencie. I generalnie wszystko mi się układa w logiczną całość. No a przede wszystkim kiedyś oddałem swoje życie Jezusowi. A On mnie pociągnął swoją miłością do siebie. Bo wiara, to nie tylko akt woli, że od teraz będę wierzył w Boga i koniec. Nie. Wiara to spotkanie z żywym Jezusem. Wiara to rozmowy z Nim. Wiara to relacja z Jezusem. To wszystko piszę z własnego doświadczenia. I ostatnia rada: życie jest ciężkie, ale nie bój się. Nie jesteśmy sami.

Euphoriall - 2018-07-20, 15:20

archi, oj, uważaj z tą odpowiedzią o Chrystusie, bo poleje się na Ciebie faja hejtu ;)

Żeby nie było, że nie uprzedzałam!

Z resztą sama odpisałam Czarnemu w jego temacie i za chwilę zniknął.

Anonymous - 2018-07-21, 11:03

Od kilku miesięcy wyobrażam sobie jak to robię, ciągle szukam wymówek żeby żyć. Czuję się z tym żałośnie. Ciągle mam nadzieję, że jednak ktoś by mnie odratował, zastanawiam się jak się pożegnać i z kim, jak szybko zostanę zastąpiona.
archi - 2018-07-21, 12:09

wihszyciel, nie poddawaj się. To jest bardzo trudne co teraz przechodzisz, ale nie zawsze tak musi być, nie zawsze tak będzie. Ja czasem doświadczałem bezsensu życia (to były krótkie momenty) albo męczyły mnie złe myśli, z którymi walczyłem, ale źle to robiłem. W moim przypadku chodziło generalnie o to, że zamykałem się trochę na spotkanie z drugim człowiekiem. Brakowało tego bym dzielił się tym co noszę w sercu, bym opowiadał o tym co przeżyłem, bym nie zamykał się na innych, bym rozmawiał z nimi. Tak bym to widział. I myślę, że jeszcze nie raz doświadczysz radości, tylko nie poddawaj się i nie bój się robić małych kroczków do przodu :)
Rusłana - 2018-07-21, 18:03

Boli mnie każdy oddech. Nie mam już siły.
To nie Twoja wina D., że nie widzisz, co się ze mną dzieje. Zasłużyłam na to wszystko. Nienawidzę się.

archi - 2018-07-22, 13:12

Rusłana, na co zasłużyłaś? I dlaczego tak uważasz?
Śugestia - 2018-07-22, 22:16

Mam ochotę coś sobie zrobić, wszystko mnie dobija. Nie chcę planować przyszłości, nie chcę w ogóle jej mieć. Już nie mam siły ciągnąć czegokolwiek, a myśli tylko powtarzają jesteś za młoda na problemy, co tylko mnie jeszcze bardziej niszczy. Chcę się od tego odciąć.
archi - 2018-07-22, 23:22

Śugestia, jakie problemy przeżywasz? Co cię trapi? Powiedz, proszę
Zakręcona - 2018-07-23, 13:07

Mam taki bardzo zły dzień dzisiaj. Nachodzi mnie myśl: że może lepiej już skończyć ze sobą niż walczyć. Chce dzisiaj tylko przetrwać: oby do jutra. W jutro powinno być już lepiej.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group