To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Zaburzenia odżywiania - Co to znaczy normalnie jeść?

Anonymous - 2016-06-30, 13:03

Witajcie,

dla mnie normalne jedzenie to jedzenie wtedy, kiedy poczuję głód i w ilości, która pozwoli mi go zaspokoić, ale nie sprawi, że przez następne godziny pękam w szwach. "Jeść normalnie" to jeść bez myślenia o kaloriach, tłuszczu, nadwadze, wyglądzie, wyrzeczeniach, konsekwencjach, innych, wstydzie! To jeść bez ukrywania się. To jeść rozsądnie. To jeść bez napięcia, w zgodzie z samym sobą. To jeść Z PRZYJEMNOŚCIĄ!!!

Problem z nami, kompulsywnymi obżartuszkami, jest jednak taki, że najpierw musimy dość do etapu, kiedy w ogóle ten głód poczujemy. Pewnie zgodzicie się ze mną, że my nie jemy z głodu, my jemy z napięcia, przez jakąś siłę, która nas pcha do sklepu, lodówki i która nie pozwala zatrzymać się w połowie paczki itd. :(

Stąd, kiedy byłam chora, pojęcie "normalnie jeść" oznaczało zrobić PIERWSZY KROK. Jak wyglądał? Wiedziałam, że mam kompulsy, ciągi i że nie dam rady z nimi zerwać. Postanowiłam więc w pierwszym kroku objadać się tylko zdrowymi rzeczami. Nakupiłam owoców i orzechów (uwielbiam słodkie rzeczy, wtedy warzywa nie były dla mnie) i gdy tylko miałam napad, jadłam je ile wlezie. Sami się przekonajcie ile możecie zjeść np. orzechów ziemnych, które trzeba wyłuskać z łupin. Wiem, że dużo, ale wiem też, że mimo iż pożarłam ich całą paczkę i znowu mi było niedobrze, osiągnęłam pierwszy krok - zrezygnowałam z syfu (do tej pory moim najlepszym jedzeniem były chisy, lody itd. O tym możecie przeczytać na moim blogu). Na tym etapie odkryłam też kilka fajnych blogów z łatwymi przepisami (zawsze byłam noga w kuchni) i byłam zaskoczona ile dobrych rzeczy można szybko wyczarować i się nimi najeść do syta.

Po tygodniu takiego objadania postanowiłam pójść dalej - zrezygnować z alkoholu. Nie wiem jak jest u Was, ale ja zawsze lubiłam wypić lampkę wina, może dwie, jakieś piwo. To mnie odprężało, kojarzyło się z relaksem, miło spędzoną chwilą. Na początku było ciężko - gdy przychodził wieczór, chciałam znowu potrzymać kieliszek. Załatwiłam to jednak herbatą z cytryną i wodą mineralną. Brałam kieliszek i lałam do niego wodę. Trzyma się tak samo, sączy się tak samo - nie było źle! :) Gdy jednak przychodziła ochota na coś konkretnego, raczyłam się herbatką. Trzymałam kubek w obu rękach, ubierałam szeroki sweter lub coś luźnego, siadałam na parapecie i wyobrażałam sobie jak mi dobrze, jak dobrze tak mieć chwilę dla siebie. Wsłuchiwałam się w głos, który krzyczał w środku "dawaj wino!", pozwalałam mu się wykrzyczeć, ale nie poddawałam się mu.

Potem przyszła pora na zmniejszenie porcji. Z tym tematem walczę do dziś :D Oczywiście używam mniejszych talerzy i każdemu to polecam! Nakazałam też mojemu Mężowi, aby to on rozdzielał nam porcje (znacie to? nakładacie porcje + ładujecie pokątnie kilka łyżek do ust + jeszcze troszkę na talerz + jeszcze kilka razy wracacie do kuchni pod byle pretekstem, by jeszcze coś uszczknąć mimo iż wasz żołądek już krzyczy DOŚĆ).

Tak małymi kroczkami dochodziłam do punktu, w którym jestem teraz (oczywiście było ich więcej, ale nie chciałabym tu pisać elaboratu). Obecnie zdarza mi się zjeść rzeczy niezdrowe, ale nie wywołuje to już kompulsu, a tym bardziej ciągów. Jem zdrowo, choć mam jeszcze problemy z porcjami, jestem bardzo łakoma :) Ale przede wszystkim - jestem pogodzona ze sobą i jedzeniem, więc nie walczę z nim, a jedynie dyskutuję i staram się iść na ustępstwa. I co ważne - NIE SKUPIAM SIĘ NA JEDZENIU! Ludzie, tyle jest pięknych rzeczy wokół nas, tyle możliwości, tyle kochanych osób - po cholerę marnować sobie życie!

Życzę Wam wszystkim powodzenia w walce o dojście do poziomu "normalnego jedzenia"!

M.

Anonymous - 2016-08-23, 20:15

Mówią mi że schudłam. Będę chora, jak będę tak jeść. Nie rozumiem. Przecież normalnie jem. Niedobrze. Mdli mnie, a oni każą mi jeść. Od jutra jem minimalnie. Nie mam zamiaru umierać przez połowę dnia. Nie mogę jeść obiadów. Mówię poważnie to za ciężki i za duży posiłek. Kanapka zdecydowanie wystarczy na parę godzin. :)
Justyna1234 - 2016-12-05, 22:28

A co zrobić jak zna się te wszystkie punkty i z nimi zgadza, a mimo wszystko uwielbia się jeść, w sumie bardziej podjadać... ?
Anonymous - 2016-12-06, 08:24

Justyna1234, ujarzmić wolę, zdobyć panowanie nad sobą w tej sferze. Bądź co bądź domena psychiki odgrywa w tym przypadku najważniejszą rolę.
Justyna1234 - 2016-12-06, 12:32

W sumie racja... ;)
chiroptera - 2017-08-13, 21:34

Nie wiem, czy to dobry temat... Chciałam się wypisać.
Jestem już zmęczona ciągłym skakaniem mojej wagi. 10 w górę, 10 w dół. Skończyłam z ED już ponad 3 lata temu, nie licząc paru drobnych potknięć, a ciągle nie mogę się ustabilizować ze swoją wagą przy w miarę stałych nawykach żywieniowych. Frustruje mnie to i napełnia niepokojem – bo przez tę niestabilność zawsze jest ten strach z tyłu głowy „poszło w górę, poszło w górę”. A boję się zaczynać diety, bo chociaż myślenie mam już w miarę zdrowe, to mogłabym się nakręcić. A mam lepsze rzeczy do robienia z życiem niż wpadanie w stare schematy.

Meh, meh. Dobra, frustracja wypisana.

sunehri - 2017-09-18, 00:25

chiroptera napisał/a:
Nie wiem, czy to dobry temat... Chciałam się wypisać.
Jestem już zmęczona ciągłym skakaniem mojej wagi. 10 w górę, 10 w dół.

Ja w stosunkowo krótkim czasie straciłam ponad 10% swojej wagi. Sytuacje stresowe zawsze powodują u mnie bóle brzucha, często biegunki i brak apetytu. W naprawdę ciężkich chwilach zdarza się, że jadam jeden posiłek dzienne albo wcale. Chciałabym, żeby to już się skończyło. :(

Anonymous - 2018-07-11, 21:04

Mam problem. Od kilku dni skrupulatnie notuje co jem. Nie po to by ograniczyć czy coś, ale po to by mieć przejrzysta sytuację w szpitalu. Czeka mnie rozmowa z profesorem...
No i ciągle słyszę, że jem za mało... A dla mnie to jakaś bzdura.

Wczoraj:
Śniadanie - kanapka (ciemny chleb wieloziarnisty, plaster szynki drobiowej, plaster białego sera, trzy pomidorki koktajlowe), kawa
W pracy kolejna kawa i herbata. Trzy herbatniki.
Obiad - miseczka leczo z papryki i cukinii (około 200ml) plus kromka chleba.
Kolacja kanapka jak na śniadanie + kilka oliwek.

Dzis:
Śniadanie kawa.
W pracy dwa herbatniki, kawa x 2.
W domu (około 14) około 200ml zupy pomidorówej
Późny obiad (około 18:30) - to już chyba kolacja- jajko sadzone, dwa ziemniaki i 200ml maslanki.

Czy to jest dużo? Zazwyczaj trak jem. Czasami wyciągu dnia jakieś jabłko, albo morele, jak mąż albo córka maja chrupeki/ paluszki/chipsy to podbiore parę sztuk.
Kawę pije z mlekiem 2% i łyżeczka cukru. Herbatę z miodem.

Ja czuję się najedzona. Rzadko czuję głód. Jak byłam z córką na wycieczce klasowej to inne mamy myślał, że ja się ograniczam. Usłyszałam, że mam się nie wstydzić ale dla mnie na obiad zupa + drugie danie to za dużo. Muszę mieć przerwę pomiędzy... Wiem, że jestem otyla, wiem, że nie wyglądam na niejadka... Ale naprawdę nie wiem co mam myśleć. A muszę przyznać, że najbardziej boję się tej rozmowy w klinice... Wolę gadać o wszystkich innych odległościach ale nie o jedzeniu...


Jak w złym temacie, to niech ktoś przerzuci :)

Mustela Nivalis - 2018-07-12, 12:01

Camaleao napisał/a:
Czy to jest dużo?


Nie. Nie jest.
A jak kalorycznie wychodzi to wszystko, to też uwzględniasz w notatkach? Bo na przykład te ziemniaki to mogą być malutkie albo takie, jak dłoń itepe itede.


Tak na marginesie, to po pobieżnym zapoznaniu się z tym menu to ja w jeden dzień zjadam tyle, co Ty w dwa. Może wtedy można chyba to uznać za dużo(?).


Cytat:
dla mnie na obiad zupa + drugie danie to za dużo


Dla mnie też, chociaż niepełna szklaneczka zupy to z drugiej strony słabe "danie".


Chyba jestem na drugim biegunie...

Anonymous - 2018-07-12, 12:38

Mustela Nivalis, nie liczyłam kalorii. Nie mam czasu na to. Ale np te ziemniaki to takiej wielkości średniej. Tak, że oba razem zmiescilyby się na dłoni. Kiedyś jak próbowałam liczyc, wychodziło mi w granicach 1000 kalorii. W po lotach (gdzie były jakieś chrupki czy lody) 1200.
Mój obiad mieści się na talerzu deserowym.
Nie używam w kuchni śmietany, mąki itp...
Nie zageszczam zup, nie robię żadnych zasmarzek, śmietanę i majonez zastępuje jogurtem itp... Tak od zawsze. Odkąd sama gotuję. Czyli kilkanaście lat.

Boję się, że usłyszę, że jem za dużo... Chyba złapałam świra... :(

aga_myszka - 2018-07-12, 12:53

Camaleao, ja bym powiedziała, że jesz za mało, w związku z czym masz spowolniony metabolizm...
Mustela Nivalis - 2018-07-12, 13:00

Nie usłyszysz, że jesz za dużo. Może tylko, że dużo za mało. I że masz świra/zaburzone podejście. Taki standard raczej.

I tak, dopuszczanie możliwości, że takie ilości to "za dużo" to już niepokojący sygnał. :czochra2:

Anonymous - 2018-07-12, 21:11

aga_myszka, jesteś nie wiem już która osoba, co mi to mówi...
Mustela Nivalis, ech... Nawet nie wiem co powiedzieć. Mam ochotę zaprzeczyć, ale trzeźwo patrząc... Wiem, że nie jem tyle, by tak wyglądać.

chiroptera - 2019-01-19, 19:13

Czasem jeszcze zdarzy się zbłąkana agresywna myśl, która przypomni, że nie zawsze podchodzę do jedzenia/picia zdrowo. Myślę, że ostatnio pojawiło się to u mnie, bo jestem dość zestresowana uczelnią. Taki skutek uboczny.

Miałam w ramach eksperymentu wypić na zajęciach litr soli fizjologicznej. Tak wylosowałam. Obrzydlistwo. Miałam możliwość dolać syropu malinowego, żeby trochę zabić smak (wlałam go mnóstwo, ale niewiele pomogło). Dużo płynnego, malinowego cukru. I 9g soli w litrze wody. Było mi bardziej niedobrze od myślenia nad tymi kaloriami itd. niż z powodu samego wypicia tego świństwa w krótkim czasie.

Ta agresywna myśl jest jeszcze bardziej absurdalna, bo przecież nie stronię od słodyczy i tę ilość cukru i tak bym szybko przyswoiła. Zastanawiam się, czy ludzie, którzy nigdy nie mieli spotkania z ED też miewają takie przebłyski, czy u nich najwyżej kończy się na wyrzutach sumienia.

bloodyunicorn - 2019-10-26, 23:38

Szczerze nie mam pojęcia. Na pewno jeść wystarczająco, nie glodzic się ani nie przejadać. Ale co poza tym? Nie mam pojęcia od 9 roku życia...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group