To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Sercowe rozterki - Miłość po trzydziestce?

redath - 2013-12-28, 15:05

Oj przesadzają. Drażni mnie takie pieprzenie 'bo większość ludzi robi tak i tak, w takim i takim wieku, a jak ty tak nie robisz, to coś z tobą jest nie tak'. A bo to życie polega na byciu dokładnie takim, jak inni? Bzdura.
A może wolna kobieta po 30. po prostu WIE, że na byle gówno nie ma sensu się godzić?

Anonymous - 2013-12-28, 16:26

redath napisał/a:
większość ludzi robi tak i tak, w takim i takim wieku, a jak ty tak nie robisz, to coś z tobą jest nie tak

"Większość dzieci zaczyna chodzić w wieku około 12 miesięcy, ale to że ty masz 12 lat i nadal nie potrafisz chodzić wcale nie świadczy o tym, że coś jest z tobą nie w porządku." :D
Wszystko jest względne.

redath - 2013-12-28, 16:37

Chochlik napisał/a:
"Większość dzieci zaczyna chodzić w wieku około 12 miesięcy, ale to że ty masz 12 lat i nadal nie potrafisz chodzić wcale nie świadczy o tym, że coś jest z tobą nie w porządku."

Ale nie rozmawiamy tu o biologicznych uwarunkowaniach, tylko o ogólnie przyjętych zasadach, które w naturze nie bardzo mają odzwierciedlenie. Co innego, gdy - zgodnie z biologią i zdrowym rozwojem - coś powinno mieć miejsce, bo wiekowo już na to czas, a co innego, gdy grupa nawiedzonych jełopów mówi ci, że z tobą coś jest nie tak, bo przecież większość już coś ma, a ty tego jeszcze nie masz. Sorry, dla mnie Twój argument jest nietrafiony.

Anonymous - 2013-12-28, 16:38

Jest trafiony, bo po 30 szanse na zdrowe potomstwo drastycznie spadają, więc uzasadnienie biologiczne jak najbardziej istnieje.
redath - 2013-12-28, 16:46

No nie do końca. Porównujesz nieposiadanie partnera po 30. do niechodzenia w wieku dwunastu lat. Bycie singlem może być twoim świadomym wyborem. Niechodzenie w tym wieku oznacza jakąś chorobę.
To, że po 30 szanse na zdrowe potomstwo drastycznie spadają to już inna sprawa. I nie o to tu chodziło.

Anonymous - 2013-12-28, 17:38

Istnieje teoria wg której nie można chcieć być singlem i być zdrowym na umyśle.
redath - 2013-12-28, 17:43

Chochlik napisał/a:
Istnieje teoria wg której nie można chcieć być singlem i być zdrowym na umyśle.

I pewnie jej autorami są ludzie, dla których bycie w związku to cel sam w sobie, i którzy nie wyobrażają sobie, jak można być singlem i być szczęśliwym :)

Anonymous - 2013-12-28, 17:46

Nie wiem kto jest autorem. Wiem, że tego mnie uczyli na studiach pedagogicznych.
roko - 2014-01-10, 21:17

Miłość po trzydziestce może się zdarzyć (mam na to nieustającą nadzieję) :) , ale ze związkiem nie jest już tak kolorowo. Żyjąc długie lata samemu powoli traci się zdolność do kompromisów ,
które są w każdym związku niezbędne.

Podobno są dwie recepty na udany związek :

Pierwsza - kochamy się po równo i uczymy się trudnej sztuki kompromisu.

Druga - należy być z osobą która kocha nas bardziej niż my ją.Smutne ale prawdziwe.

Mi ta druga nie pasuje bo uważam ,że jest krzywdząca dla tej drugiej osoby. Mam 35 lat i nigdy nie byłem w żadnym związku. Nie znalazłem odpowiednie osoby , a nie chciałem być z kimś dla bycia , bo tak wypada i wszyscy tak robią. Na początku samotność mi nie przeszkadzała , potem zaczęło uwierać a od kilku lat bardzo doskwiera choć to uczucie zaczyna powoli słabnąć i tego obawiam się najbardziej. Jeśli całkiem przestanie mi przeszkadzać stracę jeden z mocnych argumentów do poszukiwania drugiej połowy. Jeśli przestanę szukać zostanie mi spokojne, wygodne życie ale niestety puste w środku.

Człowiek jest istotą stadną i w brew temu co dzisiaj lansują niektóre media życia singla wcale nie jest takie "cool". Każdy zatwardziały singiel wcześniej czy później dochodzi do wniosku ,że życie samemu nie ma sensu tylko dla niektórych jest już za późno na zmiany...

Z drugiej strony trawa zawsze wydaje się być zieleńsza na drugim brzegu rzeki. :)

Anonymous - 2014-01-10, 21:36

roko napisał/a:
Pierwsza - kochamy się po równo i uczymy się trudnej sztuki kompromisu.

Nie lubię kompromisów... uważam, że długo terminowo są złe, bo zostawiają obie strony nieusatysfakcjonowane. Uważam, że ustępowanie partnerowi na zmianę (raz jest tak jak on chce, a raz tak ja bym to widziała) jest lepsze, bo przynajmniej co drugi raz dostaje się to czego się chce... a najlepszą opcją jest kooperacja, czyli wspólne wymyślenie takiego rozwiązania, które w danych warunkach w największym stopniu zaspokaja potrzeby obu stron, ale to już wymaga sporo zaangażowania, bo ludzie częściej mówią o oczekiwaniach, a nie potrzebach... a daną potrzebę często można zaspokoić na różne sposoby.

roko napisał/a:
Druga - należy być z osobą która kocha nas bardziej niż my ją.Smutne ale prawdziwe.

Znam dwie osoby, które wyznają taką filozofię... jedna twierdzi, że lepiej być kochaną niż samemu kochać, druga (bardziej cyniczna) uważa, że miłość to gra, w której wygrywa ten, kto jest mniej zaangażowany... jak dotąd żadna z nich z nikim sobie życia nie ułożyła, a jak są w związkach, to wcale nie są w nich szczęśliwe.

[ Dodano: 2014-01-10, 21:37 ]
roko napisał/a:
Z drugiej strony trawa zawsze wydaje się być zieleńsza na drugim brzegu rzeki.

Byłam na obu brzegach... na dzień dzisiejszy podoba mi się ten, na którym jestem... trawa jest bardzo zielona. ;)

roko - 2014-01-10, 21:56

Emaleth napisał/a:

Byłam na obu brzegach... na dzień dzisiejszy podoba mi się ten, na którym jestem... trawa jest bardzo zielona. ;)


Ja nie byłem na drugim brzegu nigdy , więc dla mnie tam będzie zawsze zieleńsza. :)

zmeczony - 2014-01-11, 19:09

To i ja jako zainteresowany singiel się dołączę. Jestem aktualnie sam, po czteroletnim związku i zaręczynach. Właśnie zaczyna się mój czwarty rok samotności. Do mojej byłej partnerki nigdy nie byłem do końca przekonany - ale był czwarty rok studiów - ja ciągle sam, ona za mną biegała więc się tak "porobiło", że zaczęliśmy być razem. Ale wszystko zaczęło się od tego, że postanowiłem być z kimś, kto do końca mi nie odpowiadał. Przez pewien czas wszystko było dobrze, były zaręczyny, a potem rąbnęło wszystko z wielki hukiem. Ona poznała faceta, pozmieniały się jej priorytety, zaczęliśmy się kłócić bo ja zamiast wciąż być potulnym barankiem zacząłem również wyrażać swoje zdanie. Koniec końców - rozwaliło się było.

Nigdy nie miałem "szczęścia" w uczuciach. Zawsze, dziewczyny które mi się podobały jakoś mnie nie chciały. Z różnych powodów - czasem bo kogoś poznawały, czasem bo po prostu nie. Znajomi zwykle po 2-3 próbach znajdowali swoje połówki - więc zaczęto na mnie naskakiwać, że mam wymagania za duże etc. Mimo, że nigdy nie klasyfikowałem kobiet w jakiś sposób, to jednak priorytetem było dla mnie np. żeby kobieta lubiła czytać, albo żeby nie była przesadnie zapatrzona w siebie. No i tak sobie poznawałem kolejne kobiety, które dawały mi kosza. To nie tak, że nie mam powodzenia - jest spora grupa kobiet, którym się spodobałem - niestety dla żadnej z nich moje serce nie zabiło mocniej. Mam stałą pracę - jestem prawnikiem - w miarę przyzwoite dochody, z wyglądu też mi ponoć nic nie brakuje. Nie mam nałogów, uprawiam sport. Nie jestem specjalnie imprezowy.

I tak też zbliżam się do 30, która jest w lipcu. Od przeszło roku czuję straszne ciśnienie na to, żeby z kimś być. Tzn bardzo chce te dziewczyny, które mi się podobają usidlić - co jak się dowiedziałem, jest odbierane jako desperacja. Ale desperacją nie jest - po prostu staram się bardziej niż to przyjęte. No ale ponoć w ten sposób też zaprzepaściłem jakieś tam swoje szanse u niektórych dziewczyn. Ale jak tutaj zachowywać się racjonalnie i "na chłodno" kiedy w człowieku burza i tornado.....

Ostatnia kobieta, do której startowałem, właśnie zaczęła się z kimś spotykać. Ponoć byłem skazany na porażkę, bo ona ma bardzo wysokie wymagania etc i od dawna nie może nikogo znaleźć - a tutaj niespodzianka znalazła szybko i bez kłopotu. Jak się również dowiedziałem, na początku zostałem skreślony właśnie przez to, że zostałem uznany za desperata. Szansy jednak na chociaż jedno spotkanie albo i dłuższą rozmowę nie dostałem (swoją drogą nie wiem skąd to zadurzenie - bo to dziewczyna która na moje pytanie o książki - zadane latem- powiedziała mi że nie ma czasu bo się musi opalać). No nic - życie jak to mówią (ale kolejny kosz boli ja cholera).

W każdym razie - jak na razie nie przyszło mi do głowy, żeby być z kimś co do kogo mam jakieś wątpliwości. Raz tak zrobiłem i dostałem nauczkę, która była bardzo bolesna. Dlatego uważam, że nawet za cenę samotności nie można iść na kompromis i być z kimś do kogo nic się nie czuje. Nie wiem jak to wygląda u kobiet - wiadomo kobieta zmienną jest - i to że raz nie chciała nie znaczy, że za parę miesięcy jej się nie odmieni. w każdym razie jeżeli chodzi o moją płeć - to uważam, że jeżeli ma się wątpliwości - to nie należy tego ciągnąć i wchodzić w taki związek. Nawet jeżeli oznacza to samotność.

Czy ok 30 jest trudniej ? Jest bardzo trudno.... Spora część kobiet jest już zajętych. Spora część tych które zajęte nie są, ma duże wymagania, które nie zawsze są uzasadnione tym co same sobą prezentują. A potem i tak znajdują faceta, który jest poniżej tych wymagań - a Ty się zastanawiasz - co było ze mną nie tak, że wzięła tamtego - skoro obiektywnie ja spełniam jej wymagania bardziej niż on. I tutaj chyba wypada napisać rzecz pozytywną - otóż widać na tym świecie faktycznie istnieją uczucia, które tym wszystkim kierują.

Anonymous - 2014-01-11, 19:24

zmeczony napisał/a:
Spora część kobiet jest już zajętych. Spora część tych które zajęte nie są, ma duże wymagania, które nie zawsze są uzasadnione tym co same sobą prezentują.

Rozumiem, że twoim zdaniem tylko mądra może chcieć mądrego, tylko bogata może chcieć bogatego i tylko piękna przystojnego?

zmeczony - 2014-01-11, 19:50

To faktycznie źle zabrzmiało :)

Ja po prostu np. nie mam wymagań co do powiedzmy oczytania (kiedyś takie miałem ale zmieniłem) czy co do majątku. Obojętne jest dla mnie co dana osoba robi w życiu etc.

No a część kobiet, które spotykam ma jakieś swoje ramki, w które chce faceta wpasować. Ja nie twierdzę, że to jest złe. Od ostatniej kobiety nie dostałem szansy pewnie poniekąd również dlatego, że nie jestem z bogatej rodziny i dorabiam się sam wszystkiego. Jasne to jest jej prawo jeżeli to jej priorytet.

Kontekst wypowiedzi był taki, że po 30 jest trudno z tego a nie innego powodu - ale nie że to jest złe :)

Anonymous - 2014-01-11, 19:54

W sumie, to właśnie sobie zdałam sprawę, że nie wypowiadałam się w tym temacie, chociaż też się zbliżam do 30.

Nie czuję jakoś, żeby miała to być dla mnie jakaś magiczna granica. Po zakończeniu każdego związku - nie ważne w jakim wieku - byłam przekonana, że już więcej nikt mnie nie zechce, ale po jakimś czasie bez specjalnego szukania znowu się ktoś taki jednak pojawiał.

Tylko, że ja działam na innym 'rynku' i tutaj zasady gry są nieco inne.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group