To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Bóg, kościół, religie... - Co jest po śmierci?

Anonymous - 2013-02-16, 13:36

Jeśli ich bóg im pozwoli :D
Anonymous - 2013-02-16, 14:16

Mercy napisał/a:
ludzie żyjący wiecznie będą pisać

Nawet jeżeli to istnieje skończona liczba słów i ich możliwych konfiguracji - jest to co prawda liczba niewyobrażalna, ale biorąc pod uwagę, że mamy do dyspozycji wieczność to kiedyś zostanie napisane wszystko co da się napisać.

belial71 - 2013-03-22, 11:35

Moim zdaniem istnieje po śmierci jakaś forma życia. Sam kiedyś widziałem coś ale nie będę opisywał bo różnie to może być odebrane. Wydaje mi się że istnieją te dwa miejsca potocznie nazywane niebo i piekło. Ktoś nas osądzi i pójdziemy albo na górę albo na dół. Gdyby śmierć była definitywnym końcem to jaki sens miało by życie?
Anonymous - 2013-03-22, 11:45

belial71 napisał/a:
Gdyby śmierć była definitywnym końcem to jaki sens miało by życie?

Niedawno już ktoś o to pytał na forum - właściwie dlaczego życie miałoby nie mieć sensu, jeżeli śmierć byłaby ostatecznym końcem? Mam dokładnie odmienne zdanie na ten temat - jaki sens miałoby życie, gdyby było tylko poczekalnią przed "prawdziwym życiem" po śmierci?

Yennefer - 2013-03-22, 11:54

Emaleth napisał/a:
belial71 napisał/a:
Gdyby śmierć była definitywnym końcem to jaki sens miało by życie?

Niedawno już ktoś o to pytał na forum - właściwie dlaczego życie miałoby nie mieć sensu, jeżeli śmierć byłaby ostatecznym końcem? Mam dokładnie odmienne zdanie na ten temat - jaki sens miałoby życie, gdyby było tylko poczekalnią przed "prawdziwym życiem" po śmierci?


Zgadzam się z tym. Uważam, że zakładając że nic nas nie czeka po śmierci i jest ona ostatecznym końce, to tym bardziej powinniśmy teraz skupiać się na życiu, sobie, własnych celach. A nie myśleć, że przecież i tak potem będzie jeszcze jedno życie, te "właściwie".

belial71 - 2013-03-22, 12:03

No dobrze, ale jaki wtedy życie miało by cel, skoro w pewnym momencie jednym cieciem się kończy? Jeśli umiera osoba ostatnia ze swojej rodziny to po co ta rodzina istniała skoro nic po niej nie zostało? Zakładając ze w danej rodzinie nie było wynalazców i innych, którzy po sobie coś zostawili. Chodzi tu może o przyczynę i skutek pracuję alby żyć, włączam telewizor żeby obejrzeć film, itd. To by wychodziło na to że żyję po to aby umrzeć czyli po nic, zakładając że jest to koniec wszystkiego. Osobiście ta wizja napawa mnie nie małym przerażeniem.
Anonymous - 2013-03-22, 12:20

belial71 napisał/a:
włączam telewizor żeby obejrzeć film
belial71 napisał/a:
ale jaki wtedy życie miało by cel, skoro w pewnym momencie jednym cieciem się kończy?

Jaki cel ma oglądanie filmu, który się skończy? Oglądasz, oglądasz i nagle ostatnia klatka i koniec... to po co oglądasz?

belial71 - 2013-03-22, 12:24

Ale film zapamiętam, mogę go obejrzeć ponownie za jakiś czas. Skopiować czy kupić i oglądać zawsze kiedy mam na to ochotę.
Anonymous - 2013-03-22, 12:31

belial71 napisał/a:
mogę go obejrzeć ponownie za jakiś czas. Skopiować czy kupić i oglądać zawsze kiedy mam na to ochotę

Tu nie chodzi o to co możesz zrobić z filmem, ale o to dlaczego w ogóle na niego patrzysz? Czy jeżeli idziesz na jakiś jednorazowy pokaz bez możliwości skopiowania i ponownego obejrzenia to czujesz, że nie ma sensu na ten pokaz iść? A może właśnie dlatego, że wiesz, że to jednorazowa okazja to widzisz w tym jeszcze więcej sensu i masz jeszcze większą motywację by oglądać?

belial71 - 2013-03-22, 12:33

Jednorazowy ale zapamiętam go i jako taki nie przestaje istnieć.
Anonymous - 2013-03-22, 12:38

A swojego życia nie zapamiętasz? Nie zapamiętają go inni? A nawet jeżeli zapomnisz o tym filmie i wszystkie jego kopie zostaną zniszczone, czy to sprawi, że przyjemność, którą odczuwałeś oglądając ten film nigdy nie istniała? Nawet jeżeli będziesz ostatnim człowiekiem na tej planecie, to czy nie będzie ważne to co czułeś kiedy doświadczałeś tej planety? Twoje wrażenia, odczucia, działania, Twój rozwój - przecież one są realne w chwili, w której się dzieją - dlaczego ta realność nie jest wystarczająca? Dlaczego musi być nieskończona aby posiadała wartość? Dlaczego trwanie ma być wyznacznikiem sensu?

Kiedy kupujesz żonie kwiaty to robisz to po to by pamiętać o tym przez wieczność czy po to by tego wieczoru zobaczyć jej uśmiech? Gdybyś stracił wszelką pamięć w skutek jakiegoś wypadku czy to by znaczyło, że całe Twoje życie sprzed wypadku było pozbawione sensu?

Można też zapytać inaczej - jakie znaczenie na przeciwko wieczności ma to co tutaj się dzieje? Może będziesz pamiętał swoje życie przez pierwszy milion lat... ale czym ono będzie dla Ciebie po pierwszych 100 miliardach lat? Jakimś ułamkiem sekundy zaginionym w oceanie wspomnień z życia po życiu. Nawet jeżeli poniesiesz karę czy po 100 miliardach lat będziesz pamiętał za co była ta kara? Czy raczej będziesz jedynie pamiętał nieskończony ból wieczności? A jeżeli zostaniesz nagrodzony... czy jakiekolwiek szczęście Twojego doczesnego życia będzie miało jakiekolwiek porównanie z hegemonią czy nawet tyranią szczęścia w jakimś ekwiwalencie nieba? Piszę tyranią, bo zostanie Ci odebrane prawo do bycia nieszczęśliwym... Twój wachlarz emocji zostanie ograniczony, ucięty o połowę... i wkrótce stracisz zdolność do cieszenia się szczęściem... szczęście nas cieszy, bo znamy i pamiętamy nieszczęście, pamiętamy ból i czujemy ulgę, gdy mija... kiedy stracimy to porównanie, kiedy szczęście będzie jedyną rzeczywistością to jaką wartość będzie miało to szczęście? A przynajmniej ja tak to widzę i dlatego mnie przeraża wizja wieczności.

Anonymous - 2013-04-16, 19:06

Cytat:
Ktoś nas osądzi i pójdziemy albo na górę albo na dół.


Nie.

Cytat:
Gdyby śmierć była definitywnym końcem to jaki sens miało by życie?


Nie musi mieć. Może nie ma żadnego. Wszyscy umrzemy. Mało kto sie umie z tym pogodzić.
Sam fakt że sie urodziłeś ma sens, bo wykonujesz coś sobą a skoro wszechświat jest układem zamkniętym to prawem przyczyny i skutku powodujesz zmiane w całym wszechświecie.

Anonymous - 2013-04-17, 01:41

Nusquam napisał/a:
Nie musi mieć. Może nie ma żadnego. Wszyscy umrzemy. Mało kto sie umie z tym pogodzić.

To bardzo trafne spostrzeżenie. Miałem na ten temat niedawno ciekawą dyskusję z terapeutką. Mówiła, że gdyby nie wiara w jakąś siłę wyższą, w to, że śmierć nie jest końcem, to sama by się chyba zabiła bo by nie dała rady. W pewnym sensie ma rację, bo trudno jest przekonać kogoś (w jej przypadku pacjentów), że warto żyć, skoro się tego sensu w życiu samemu nie widzi. Ogólnie według niej nie da się sprawdzić czy coś tam jest czy nie, więc warto wierzyć w coś, bo nawet jeśli tego czegoś nie ma, to ta wiara na pewno nie zaszkodzi a przy okazji może bardzo pomóc psychicznie. Wiem jak to jest wierzyć, czasami tęsknię za tym poczuciem sensu. Ale nie potrafię sam siebie oszukiwać.

Nusquam napisał/a:
Sam fakt że sie urodziłeś ma sens, bo wykonujesz coś sobą a skoro wszechświat jest układem zamkniętym to prawem przyczyny i skutku powodujesz zmiane w całym wszechświecie.


Niby tak. Ale co dla mnie z tego wynika? Bo moim zdaniem nic, skoro i tak te zmiany mnie nie będą dotyczyć. Być może to że zjem płatki na śniadanie zamiast tostów spowoduje wybuch supernowej za milion lat, ale czy to coś wnosi? Jak o mnie chodzi to nie bardzo, bo to nie będzie częścią mojego życia, a poza swoim życiem jak wiadomo nie mamy innego. Co z tego że obrazy Van Gogha stały się tak wartościowe po jego śmierci, dla niego samego to nie robi najmniejszej różnicy, bo to nie było częścią jego życia. Może, jeśli ktoś ma altruistyczne podejście do sprawy, to będzie upatrywał sens życia w tym, żeby jak najwięcej zostawić dla potomności. Ja niestety jestem egoistą i jeśli moje życie miałoby mieć sens, to to musi być sens dla mnie, a nie dla innych.

A co do samego pytania co jest po śmierci, to według mnie najlogiczniejszą odpowiedzią jest, że to samo co przed poczęciem. W obu przypadkach nie ma żywego człowieka, więc nie widzę podstaw, żeby miało się to różnić na poziomie świadomości ludzkiej.

Anonymous - 2013-04-17, 02:15

Ateusz napisał/a:

Niby tak. Ale co dla mnie z tego wynika? Bo moim zdaniem nic, skoro i tak te zmiany mnie nie będą dotyczyć

A to ty gdzieś poza wszechświatem funkcjonujesz?

Ateusz napisał/a:
wiara na pewno nie zaszkodzi

Przez to, że tak dużo jest w Polsce katolików, którzy mają światopogląd jaki mają moi rodzice wyrzucili mnie z domu, z matką starannie do dzisiaj unikamy rozmów na temat mojego życia prywatnego, a ojciec nigdy więcej się do mnie nie odezwał. Tak się bali reakcji (potencjalnie) wierzących sąsiadów i religijnego porządku świata. Także nie pier*ol.

Ateusz napisał/a:
Być może to że zjem płatki na śniadanie zamiast tostów spowoduje wybuch supernowej za milion lat, ale czy to coś wnosi?

Tak, wnosi - płatki są smaczniejsze i zdrowsze od tostów. Zmiana nie musi od razu być wielkości tysięcy kilometrów, nie musi być odległa w czasie. No i kto powiedział, że nie może dotyczyć ciebie? Na przykład tego, że jedząc na śniadanie płatki raczej nie padniesz za rok czy dwa na zawał, co w przypadku codziennej porcji żółtego sera jest całkiem prawdopodobne.

Ateusz napisał/a:
musi być sens dla mnie

To przerzuć się jednak na te chrupki z mlekiem.

Ateusz napisał/a:
to samo co przed poczęciem

Orgazm :D

//wulg. Emaleth

Anonymous - 2013-04-17, 02:39

rozwielitka napisał/a:
A to ty gdzieś poza wszechświatem funkcjonujesz?

Nie, wyjaśnienie tego o co mi chodzi nieco niżej.
rozwielitka napisał/a:

Zmiana nie musi od razu być wielkości tysięcy kilometrów, nie musi być odległa w czasie. No i kto powiedział, że nie może dotyczyć ciebie? Na przykład tego, że jedząc na śniadanie płatki raczej nie padniesz za rok czy dwa na zawał, co w przypadku codziennej porcji żółtego sera jest całkiem prawdopodobne.

Owszem, ale czy to nada sens życiu? Nie, conajwyżej je przedłuży. Wiem że wiele ludzi sens życia upatruje w zostawieniu czegoś po sobie, czy zmianie czegoś przed swoim odejściem. Do tego się odnosiłem, ale może się nie wyraziłem dostatecznie jasno.
rozwielitka napisał/a:
Także nie pierdol.

Przytoczę Ci pełen cytat:
Cytat:
Ogólnie według niej nie da się sprawdzić czy coś tam jest czy nie, więc warto wierzyć w coś, bo nawet jeśli tego czegoś nie ma, to ta wiara na pewno nie zaszkodzi a przy okazji może bardzo pomóc psychicznie.

Tak więc w tej kwestii odwzajemniam twój komentarz :)

A co do mojego poglądu na ten temat, to moim zdaniem nie należy mylić wiary z chorym fanatyzmem religijnym. Ja też miałem problem ze swoimi rodzicami. Ale znam też ludzi wierzących których szanuję i których podziwiam, bo potrafią szanować bliźniego tak jak ich religia im to nakazuje. Uważam że krzywdzące jest wrzucanie ich do jednego worka z fanatykami.

rozwielitka napisał/a:
To przerzuć się jednak na te chrupki z mlekiem.


Dziękuję, dzięki Tobie wreszcie mam po co żyć :yahoo:

rozwielitka napisał/a:
Orgazm

I tak nie twój :lol:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group