To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Samobójstwo - Przegrałam życie

Anonymous - 2013-08-12, 07:50

W Polsce poza znajomością języka polskiego w stopniu komunikatywnym (chociaż pewnie w niektórych zawodach dałoby się tego uniknąć) wymagane są różne umiejętności: od pracowitości przez punktualność po różnorakie specjalistyczne uprawnienia. Śmiem podejrzewać, że w innych krajach jest podobnie i nikt nie będzie nikomu płacił tylko za umiejętność porozumienia się...
R. de Valentin - 2013-08-26, 10:53

Wydaje mi się, że przegrałem. Podjąłem kilka bardzo złych decyzji. Niemożliwe, żebym mógł teraz wszystko zmienić. Trzeba było wcześniej myśleć. Chciałem mieć inne życie.

No cóż, następnym razem ułożę sobie wszystko inaczej. Tylko, że następnego razu nie będzie :D

Bast - 2013-08-27, 20:42

R. de Valentin napisał/a:
Wydaje mi się, że przegrałem.


No właśnie, tylko Ci się wydaje, pamiętaj! :D

R. de Valentin napisał/a:
Chciałem mieć inne życie.


Ja też wiele chciałam i co? I gówno. :roll: Niestety takie życie, że nigdy nie będzie do końca tak jak byśmy chcieli :/ Trzeba się uodpornić i tyle. A tu masz :kop: na zachętę :) :tuli5:


R. de Valentin napisał/a:
Tylko, że następnego razu nie będzie :D


Będzie! Ja Ci to mówię! he he :htsz: :tuli5:

Anonymous - 2014-03-29, 02:38

Zastanawiam się nad tym czy mogę (powinnam?) mówić, że przegrałam życie... Jestem autoagresywna dłużej niż niektórzy użytkownicy tego forum żyją na tym świecie... i sięgnięcie po żyletkę jest dla mnie równie naturalne co zaparzenie sobie porannej kawy. Patrzę na swoje ciało i nie czuję absolutnie nic... właściwie to nie pamiętam czasów, kiedy wyglądało inaczej... bez blizn... bez ran... siniaków czy czegokolwiek. Nie ma we mnie pragnienia, aby moje życie było inne... Chyba powoli też nie ma już we mnie złości za to, że jest, jakie jest. Coraz mniej we mnie buntu przeciwko czemukolwiek... zamiast tego jest obojętna akceptacja zastanego stanu rzeczy... bez woli dokonywania jakichkolwiek zmian. Pragnienie śmierci jest czymś do czego przywykłam... jedni wracając z pracy planują co ugotują na obiad, a ja myślę o tym, że przyjemnie by było krwawić... i że już dawno powinnam umrzeć. Za tymi myślami już nawet nie idzie jakaś szczególna wola działania - po prostu są. Ja też po prostu jestem... właściwie, to nawet nie czuję, że chciałabym czegokolwiek... nie czuję, że mi czegoś brakuje. Dawno (nigdy?) nie byłam tak stabilna, jak obecnie. Jest ściśle określona lista okoliczności, w których jestem zdecydowana umrzeć, a dopóki nie zaistnieją, nie wydaje mi się, abym miała jakiekolwiek tendencje samobójcze. Można powiedzieć, że czuję się trochę jakbym siedziała na spakowanych walizkach, gotowa w każdej chwili do podróży na tamten świat, czekając tylko na sygnał do wymarszu, ale ani mnie ta podróż ziębi ani grzeje. Znam ludzi mniej stabilnych, w ogólnie gorszej kondycji psychicznej, w których jest o niebo więcej życia, woli i pragnień niż we mnie. We mnie jest tylko mrok i obojętność. Nie dążę do niczego - zwyczajnie nie ma nic, czego bym mogła chcieć... właściwie to nie mogę nawet napisać, że chcę umrzeć, bo jest mi to obojętne. Nie obrażę się jak mi jutro meteor spadnie na głowę... nie będę rozpaczać, jak nie spadnie. Nie jestem szczęśliwa... nie jestem nieszczęśliwa... jestem martwa. Nie ma we mnie najdrobniejszej iskry życia... a najlepsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie mam teraz epizodu depresyjnego, nie doskwiera mi anhedonia, nie jestem psychotyczna - jest dobrze. Jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek we mnie żyło, to chyba już dawno umarło... ale wcale mi nie jest z tym źle... właściwie, to chyba mi to pasuje... w każdym razie nie czuję abym chciała inaczej. I'm at the end of my rainbow, so where's my pot of gold... :roll: Niech mi ktoś powie... czy to jest zwycięstwo? Porażka? Remis? Walkower?
Mary - 2014-03-29, 10:20

Mysle, ze po prostu dosiegnelas dna, moze warto choc sprobowac odwrocic sie do swiatla? Nie mozna sie poddawac dzis. Nie wiemy co bedzie za chwile. Moze sie poprawi. Jutro moze byc lepiej. Chodzisz do jakiegos specjalisty?
Anonymous - 2014-03-29, 11:00

Mary napisał/a:
Mysle, ze po prostu dosiegnelas dna

Nie. Miewałam dużo gorsze okresy.

Mary napisał/a:
Nie wiemy co bedzie za chwile. Moze sie poprawi. Jutro moze byc lepiej.

Może będzie lepiej, może gorzej, może tak samo - nie czuję aby to ode mnie zależało, bo zawsze może wydarzyć się coś, na co nie mam najmniejszego wpływu. Poza tym... nie można powiedzieć, że jest źle.

Mary napisał/a:
Chodzisz do jakiegos specjalisty?

Chodziłam. Przez 3 lata z przerwami, bo trafiałam na kretynów. Potem związałam się na kolejne 3 lata z jednym fajnym ośrodkiem, ale po tym jak będąc na pełnym arsenale leków wpadłam w kolejny ciężki epizod depresyjny, stwierdziłam, że nic mi nie daje ani psychoterapia ani farmakoterapia.

Mary - 2014-03-29, 11:31

Na prawde nie wiem, Mala, co moglabym Ci poradzic. Moze na zlych lekarzy po prostu trafilas. :(
Anonymous - 2014-03-29, 12:07

Mary napisał/a:
Moze na zlych lekarzy po prostu trafilas.

Przez 6 lat przewinęło się łącznie (psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci) 17 specjalistów... więc albo mam przekolosalnego pecha, albo lepszych nie robią. ;)

Mary - 2014-03-29, 12:34

No to masz pecha, mi udalo sie trafic na dobrego psychiatre, wymaga duzo pracy ode mnie, ale przynajmniej motywuje. Tylko ja mam inny problem.
Gumiss - 2014-03-29, 12:42

Emaleth Myślę że tak naprawdę jeszcze do końca tej "tęczy" nie doszłaś. Za szybko próbujesz może takie wnioski wyciągać ? Wydaje mi się że dopadła cię swojego rodzaju stagnacja, szczerze mówiąc dużo się zmieniło na przełomie lat :) Jeżeli w tobie jest mrok, to już nie taki jak go opisujesz (przyzwyczajenie od lat skoro sama to tak określasz) gdzieś tam się czai jakiś mały mroczny niewidoczny mrok, ale jest dużo więcej światła, planów, chęci, pomimo tego i to jest najdziwniejsze że ty ich nie widzisz. :tuli:
lenka - 2014-03-29, 15:07

Lady Emaleth napisał/a:
Coraz mniej we mnie buntu przeciwko czemukolwiek... zamiast tego jest obojętna akceptacja zastanego stanu rzeczy... bez woli dokonywania jakichkolwiek zmian.



Ja jestem aktualnie w tym samym stanie - wiem, że jedyna rzecz jaka by mnie z tego wyciągnęła się nie wydarzy ... cóż ... life isn't a fairytale with the good ending - dlatego żyję z dnia na dzień a raczej wegetuję, bo nie umiem się niczym cieszyć. Płacz to była codzienna rutyna, a teraz już chyba nawet nie mam łez by płakać i wszyscy myślą, że już jest dobrze skoro nie płaczę, a tak na serio g***** wiedzą ... :(

Mary - 2014-03-29, 17:47

Lenka, skad wiesz, ze sie nie wydarzy?
lenka - 2014-03-29, 18:40

Bo za długo na to czekałam i jest to uzależnione od jednej osoby, która chyba ma to już gdzieś. Tak, więc tkwię w tym cholernym niebycie i już chyba nawet zaczynam się do tego przyzwyczajać, a to to raczej akurat źle, bo powinnam jakoś się buntować by z tego wyjść :|
Mnich - 2014-03-29, 19:22

Em, nie lubię pisać ze ja tez tak mam, ale cóż... od 2 lat tak wygląda moje życie, wszystko mi jest obojętne, co jem, co robię, czy mi zimno czy gorąco. Jakakolwiek motywacja czy chęć czegokolwiek nie trwa więcej niż parę minut. I tak się zastanawiam, czy ja żyje? Mam nadzieje ze jakoś sobie poradzisz i powiesz jak. Może to na mnie tez zadziała.
Mary - 2014-03-29, 20:31

Nie nalezy swojego szczescia pokladac w drugiej osobie.
Ja pomimo dolkow, braku motywacji i checi, trwam. Czekam na cud, moze jutro swiat sie skonczy.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group