To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Autoagresywni
Forum dla ludzi z problemami

Sprawy rodzinne - Rodzinne relacje

niechciana20 - 2018-08-28, 21:04

Witam Was...
Nie wiem w sumie od czego zacząć.. Już kiedyś pisałam na tym forum w skrócie co się dzieje w domu u mnie, aczkolwiek od tamtego razu jest jeszcze gorzej.. Nie mogę w nocy spać przez to.. Dzisiaj usłyszałam po raz kolejny, że jestem gruba i żebym w końcu coś z sobą zrobiła.. Jem na prawdę bardzo mało i staram się schudnąć, ale mi to nie wychodzi... Mój brat natomiast ma wszystko co chce a ja?.. A ja ciągle słyszę to co tu napisałam i że powinnam brać przykład z młodszego brata, który ćwiczy i ciągle gdzieś wyłazi z kolegami... Nie jestem typem osoby, która uwielbia towarzystwo ludzi, ponieważ źle się czuję w tłumie.. Oczywiście jestem ta najgorsza a mój brat uchodzi za ideał. Mimo że ma wszystko w d..ie.. Co ja mam zrobić żeby w końcu poprawić relacje z rodzicami? Co próbuję z nimi porozmawiać czy czas spędzić to słyszę ubliżanie i inne nie miłe rzeczy...

Delphi - 2018-08-28, 21:27

niechciana20 napisał/a:
Co ja mam zrobić żeby w końcu poprawić relacje z rodzicami?

Wyprowadzka trochę pomaga.

agogika - 2018-08-29, 11:31

niechciana20, czasami jest już za późno na naprawę niektórych relacji, a jedyne co można zrobić to skupić się na sobie (i mieć w nosie to co mówią inni). Jeśli jednak czujesz, że koniecznie chcesz naprawić relację z rodzicami to może udajcie się na mediacje?
niechciana20 - 2018-08-29, 20:48

Delphi napisał/a:
niechciana20 napisał/a:
Co ja mam zrobić żeby w końcu poprawić relacje z rodzicami?

Wyprowadzka trochę pomaga.


Nie mam gdzie się wyprowadzić.. Dziś jesteśmy po kolejnej kłótni...

agogika napisał/a:
niechciana20, czasami jest już za późno na naprawę niektórych relacji, a jedyne co można zrobić to skupić się na sobie (i mieć w nosie to co mówią inni). Jeśli jednak czujesz, że koniecznie chcesz naprawić relację z rodzicami to może udajcie się na mediacje?


Mediacje z nimi? To nic nie da.. A będzie jeszcze gorzej. Już kiedyś próbowałam ...

[ Komentarz dodany przez: Żurawek: 2018-08-29, 20:51 ]
Usunęłam separator. Jeśli chcesz chwilę po wysłaniu posta jeszcze komuś odpisać, masz 60 min na edycję.

sanderka1000 - 2018-08-30, 20:34

niechciana20, ja kiedyś wyprowadziłam się do koleżanki, takiej naprawdę dobrej znajomej. Kilka dni u niej pobyłam, ochłonęłam po kolejnej rodzinnej kłótni, rodzice też. Wydzwaniali do mnie, ale nie odbierałam. Pisałam tylko SMSy, że nie chce z nimi gadać. Było to trudne, dla obu stron myślę. Dziś mam już swoje życie, wyprowadziłam się całkowicie i od tego czasu nasze relacje się poprawiły. Nie masz kogoś takiego u kogo mogłabyś jakiś czas przekoczować?
niechciana20 - 2018-08-31, 20:25

sanderka1000 napisał/a:
niechciana20, ja kiedyś wyprowadziłam się do koleżanki, takiej naprawdę dobrej znajomej. Kilka dni u niej pobyłam, ochłonęłam po kolejnej rodzinnej kłótni, rodzice też. Wydzwaniali do mnie, ale nie odbierałam. Pisałam tylko SMSy, że nie chce z nimi gadać. Było to trudne, dla obu stron myślę. Dziś mam już swoje życie, wyprowadziłam się całkowicie i od tego czasu nasze relacje się poprawiły. Nie masz kogoś takiego u kogo mogłabyś jakiś czas przekoczować?


Mam, ale jest to dość daleko od mojej pracy a nie mogę sobie pozwolić na zostanie bez pracy.

Anonymous - 2018-09-21, 14:52

Zawsze miałam dość dobre relacje z mamą, za to tata nigdy nie umiał okazywać emocji, nie czułam z jego strony troski, czy miłości, choć od mamy stale słyszę, jak to tata się o mnie martwi, tylko nie potrafi tego okazywać, bo nie został tego nauczony.
Moja rodzina jest dobra, ale... trudna. Mój tata w wieku 15 lat próbował stąd odejść, na całe szczęście lina pękła, miał trudne dzieciństwo na wsi, jednak udało mu się uciec, najpierw do szkoły z internatem 300km od domu, a później do mojej mamy, do miasta. Gdy miał około 17 lat zaczęło się u niego rozwijać ZZSK.
Moja mama nie miała złego dzieciństwa, miała zdrowy dom, bez alkoholu, bez awantur, jednak nie miała najłatwiej. W wieku 5 lat straciła przytomność, była wtedy pod opieką swojej babci, trafiła szybko do szpitala, gdzie okazało się, że choruje na lekooporną epilepsję umiejscowioną w lewym płacie skroniowym.
Moi rodzice poznali się w szpitalu, mama miała wtedy 16 lat, a tata 17. Los chciał, że pomimo dzielących ich na co dzień 80km chcieli mieć ze sobą kontakt, pisali listy, dzwonili z budek telefonicznych, jeździli do siebie gdy tylko mogli.
Gdy mama miała 19 lat postanowili wziąć ślub, po nim tata zamieszkał w jej domu rodzinnym i wreszcie mieli siebie na co dzień. Przyszłam na świat około 4 miesiące po 21 urodzinach mojej mamy, byłam planowanym i wyczekiwanym dzieckiem, moi rodzice założyli rodzinę i to było ich celem w życiu, osiągnięciem pozwalającym im posiadać coś bardziej pierwszoplanowego, niż własne choroby.
Tata od zawsze zarabiał na dom, mama przez swoją chorobę nie mogła podjąć żadnej pracy, gdy byłam mała ktoś stale musiał przy nas być aby w razie ataku nie zrobiła krzywdy sobie i mi, jednak gdy rosłam obowiązek opiekuna, osoby odpowiedzialnej, coraz bardziej spadał na mnie. Gdy miałam 7 lat na świat przyszła moja siostra. Byłam na tyle duża, że gdy nie byłam w szkole - to ja byłam odpowiedzialna za mamę i siostrę, za czuwanie nad ich bezpieczeństwem, za ostrożność, aby dorosła kobieta nie rozbiła głowy, aby w razie napadu nie upuściła czy nie udusiła dziecka.
Mój tata z czasem coraz bardziej uciekał w alkohol, teraz nawet gdy stara się, gdy nie są to ogromne ilości - ten alkohol wciąż jest, każdego wieczoru mu towarzyszy, po prostu w stopniu na tyle małym, aby rano wstać i pójść do pracy, a to najważniejsze, bo bez tego niestety nie bylibyśmy sobie w stanie poradzić.
Nie raz alkohol rozpoczyna błędne koło, wywołując w mamie nerwy doprowadza do ataku, a atak doprowadza tatę do większej ilości alkoholu - jako odreagowania...
Ta odpowiedzialność za dom, za rodziców, stała się najnormalniejszą na świecie częścią mojego życia, codzienności, już gdy byłam dość małym dzieckiem, lecz z racji tego, że przytłaczało mnie to nie raz, w efekcie i ja przestawałam sobie radzić coraz bardziej.

Zakręcona - 2019-02-01, 20:36

Moje rodzina to toksyczna sprawa. Wśród nich wątpię, żebym jakąś miała szansę na wyzdrowienie :yyy: tutaj tylko czekam z której strony przyjdzie cios. :smutna piątka:
agogika - 2019-02-02, 01:18

Zakręcona, może najwyższy czas odciąć się od rodziny? Wyprowadzić, nie odbierać telefonów?
czekolada wedla - 2019-02-02, 10:10

Czasem niektórych luster nie naprawiać bo tylko sie zranisz
Muff - 2019-02-03, 11:26

Już od dziecka nienawidziłam mojej babci. Zabijała małe kotki (dopiero jak od niej wyjechaliśmy) mimo iż wiedziała, że to moje najukochańsze zwierzątka. Starałam się ją zrozumieć kiedy chciała mnie zeswatać z przyszłym popem, kiedy kazała mi czytać biografie prawosławnych świętych (moja rodzina jest katolicka, jako dziecko bardzo wierzyłam w Boga, od 6 lat jestem ateistką). Chodziłam z nią na różne uroczystości żeby było jej miło...Ona w zamian mnie oszukiwała...rozwalały mi się buty, obiecała mi kupić nowe (uprzedziłam, że nie chcę byle jakich i że tanie nie będą - podałam orientacyjną cenę, powiedziała, że nie ma problemu). Za buty musiałam zapłacić sama, rezygnując z ważnego wydatku, na który odkładałam pieniądze...Wspieranie mnie w chorobie ogranicza się do "ojojojoj" i kropienia wodą święconą...teraz woli zapłacić jasnowidzowi żeby mi pomógł niż za wizytę u lekarza...Muszę wyjaśnić, że babcia ma dużo pieniędzy, żyją za emeryturę dziadka, a jej jest w całości odkładana, dodatkowo sprzedała niedawno ziemię. Regularnie obiecuje nam pomoc finansową (nie tylko w sprawach leczenia) i regularnie się na nas wypina. W tym roku jawnie obiecała wspomóc rodziców w finansowaniu mojej terapii i jawnie powiedziała, że pieniędzy nie wyśle, bo żona drugiego syna się obraziła i się nie odzywa do niej. Gdybym mogła chociaż z nią normalnie porozmawiać...nawet nie mogę jej powiedzieć, że się źle czuję...
Zakręcona - 2019-02-08, 14:37

agogika napisał/a:
Zakręcona, może najwyższy czas odciąć się od rodziny? Wyprowadzić, nie odbierać telefonów?


agogika jakbym miała gdzie się wyprowadzić to już bym to zrobiła, znaczy nie mam pieniędzy, żeby coś wynająć (aktualnie nie pracuje) a też nie mam nikogo (chodzi o znajomych), żeby nawet u nich zostać na kilka dni. A jak już mnie w domu rodzinnym nie będzie to jestem pewna, że kontakt się urwie, ja nie będę się z rodziną kontaktować, a oni pewnie nie będą mieli powodu by do mnie wydzwaniać.

thunderstruckk - 2019-02-22, 22:21

Zauważyłam, że odkąd przestałam roztrząsać poziom popieprzenia moim rodzinnych relacji i rozkminiać, kto i kiedy mnie bardziej skrzywdził, jak mi *ujowo i przez którego członka rodziny, to, kto bardziej mi zniszczył życie itd i generalnie zaczęło mi zwisać plus zaczęłam mówić zwyczajnie co myślę, to jakby sytuacja rodzinna się poprawiła. Chociaż możliwe, że po prostu nikt nie chce mi drażnić, żeby nie usłyszeć czegoś niemiłego. Myślę, że w środku wciąż jest we mnie sporo nienawiści skrzywdzonego dziecka, ale ile lat można to przeżywać?
Muff - 2019-03-07, 15:26

U mnie niestety jak tylko pokażę, że trochę lepiej się czuję to oni powoli wracają do poprzedniego zachowania. Znowu powodują napięcie bez powodu, bo ktoś kupił dwa ogórki, a nie trzy. Im gorzej jest ze mną tym jest spokojniej i milej w domu rodzinnym. Wiem jednak, że to wymuszone zachowanie :( Chciałabym żeby zaczęli szanować i rozumieć nawzajem swoje uczucia, ale to chyba niemożliwe. Nie umiem tego zaakceptować
Zakręcona - 2019-03-31, 15:03

Znowu rodzinne spotkanie mam - jak prawie zawsze czuje się jak piąte koło u wozu, więc wole przebywać w swoim pokoju niż z nimi. Nie chce mi się udawać, że jesteśmy jedną kochającą się rodzinką.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group